Madzik - 2006-06-28 12:23:10

Spokojny, wczesny wieczór zapowiada się zwyczajnie. Lecz w karczmie "Pod Srebrnym Liściem" jest dziś wyjątkowo tłoczno. Niepokojące pogłoski przyciągnęły do Sylvanu tłumy podróżnych. Nie licząc jednakże mnóstwa klientów siedzących w mniejszych lub większych grupkach i dyskutujących przyciszonymi głosami, oraz atmosfery ogólnego niepokoju, nie dzieje się tu nic nadzwyczajnego. Karczmarz, mężczyzna w średnim wieku z pasemkami siwizny w czarnych włosach, podgrzewa piwo za ladą - wydaje aię być zadowolony z obrotu interesu. Mniej cieszą się miejscowi. Mieszkające w Sylvanie elfy nigdy nie przepadały za towarzystwem z zewnątrz.  Kilka z nich zawitało jednak do karczmy.
Wnętrze pomieszczenia  jest proste, ale dość przyjemne. Lampy oświetlają jasno obszerną salę, pośrodku usadowiło się dwóch bardów zabawiających dość liczną publiczność.

Arvi - 2006-06-28 15:44:19

Jako jedna z nielicznych siedzę na uboczu. Wodzę oczyma po przepełnionej sali, jednak nie zauważam osób mi znajomych, nie licząc barda i paru ludzi. Sączę powoli piwo z masywnego kufla, uśmiechając się nieśmiało. Bard właśnie gra moją ulubioną piosenkę, więc podśpiewuję od czasu do czasu znaną mi melodię. Kilka osób witało mnie już; pewnie rozmawiałam z nimi, gdy byłam pijana, bo ich nie pamiętam. Razem z innymi nagradzam oklaskami bardów i kończę pić piwo. Karczmarzu! Bądź łaskaw i przynieś mi tutaj jakiś mocniejszy trunek! Podczas oczekiwania na alkohol, rozmyślam, co takiego mogło ściągnąc takie tłumy do tej niczym nie wyróżniającej się tawerny.

Karen - 2006-06-28 16:14:01

Siedzę w kącie sali, gdzie dociera nieco mniej światła. Rzadko przesiaduję w karczmach, jednak dziś niejasne przeczucie sprawiło, że postanowiłam przyjść. Wolno saczę słabą nalewkę z jagód, gdyż wydaje mi się, że dzis lepiej zachować trzeźwość umysłu. Spod kaptura przyglądam się uważnie pozostałym gościom, jednak nie przyłączam się do ogólnej zabawy.

Madzik - 2006-06-28 16:39:10

Jedem z bardów wstał, skłonił się przy burzy oklasków i wyszedł z karczmy. Karczmarz gestem przywołał jedną z kelnerek i podał jej naczynie z trunkiem, wskazując gdzie ma trafić. Dziewczyna idzie we wskazanym kierunku i stawia szklankę przed Eithel. W przeciwieństwie do pracodawcy nie tryska zadowoleniem. Nagle nad karczmą przetacza się grom, a po chwili w szyby zaczynają bębnić krople deszczu. Kelnerka wzdryga się słysząc grzmot, dyga pospiesznie i czym prędzej znika za drzwiami do przyległego pomieszczenia. Słychać trzask łamanych gałęzi. Przebywające w karczmie elfy jak jeden mąż odwracają się w kierunku wejściowych drzwi, by po chwili zwiesić głowy z wyrazem bezradności na twarzach. Wygląda na to, że o ile w innej krainie tak nagła zmiana pogody traktowana byłaby jako coś zwyczajnego, tutaj nie zdarza się to zbyt często.

Karen - 2006-06-28 16:57:20

Owijam się szczelniej płaszczem, gdyż mam wrażenie, że w sali zrobiło się chłodniej. "Czyżby przecucie mnie nie myliło? Jestem prawie pewna, że dzieje się coś dziwnego" Odstawiam napój, wypity tylko w połowie i czekam w napięciu. Czekam, bo czuję, że coś się wydarzy. Zerkam na broń opartą o ścianę "Dobrze, w zasięgu ręki" Sprawdzam też dyskretnie, czy zabrałam ze sobą sakiewkę. Obok krzesła leży torba "Na wszystko jestem przygotowana... chyba"

Nina - 2006-06-28 17:10:38

Wchodze do karczmy. slychac bardzo glosny trzask drzwi. Spod kaprura widac tylko zimne białe oczy ktore okrazaja całe pomieszczenie, wywołujace dreszcz na karkach zgromadzonych.  Podchodze do karczmarza i gestem przywoluje go na zaplecze.
Co sie tu dzieje? pytam zimnym zdystansowanym tonem

Madzik - 2006-06-28 17:24:20

U karczmarza przejawia się zdziwienie, zaś po chwili strach. "Istotnie elfy mają trochę racji. Ledwie im się wydaje, że coś jest nie tak, a tu już ściągają różne dziwadła". Starał się nie dać po sobie niczego z tych przemyśleń i starannie dobierał słowa odpowiedzi.
Niestety nic nie mogę dla Ciebie zrobić, Pani. Nie wydaje mi się by działo się coś niezwykłego poza tą zwariowaną pogodą i kilkoma napaściami ze strony zwykle łagodnych istot. Urwał zastanawiając się co jeszcze może wyłuskać ze swojego bardzo skromnego zasobu wiedzy na temat niezwykłości ostatnich dni. Nie mogąc sobie przypomnieć niczego istotnego powiedział tylko
Najlepiej zrobisz, Pani, jeśli porozmawiasz na ten temat z innymi mieszkańcami tego miasta. To elfy podniosły ten alarm i z pewnością będą wiedziały więcej ode mnie To powiedziawszy skłonił się z trudem ze względu na dokuczliwy ból w plecach i wskazał tej dziwnej kobiecie drzwi
Teraz wybacz, ale mam dużo pracy i wrócił do głównego pomieszczenia, by obsłużyć coraz głośniej domagających się trunków klientów.

Arvi - 2006-06-28 17:36:00

Dziękuje uprzejmnie kelnerce. Podnoszę szklankę do ust i słysząc huk w połowie drogi zamieram. Dlaczego? Sama nie wiem. Przecież grzmoty i burze to nie nowość dla mnie. Ale jednak... coś strasznego było w tym dźwięku. Zresztą nie ja jedyna tak stwierdziłam, bo nagle w całej karczmie dało się wyczuć narastający niepokój, a może nawet przrażenie u tchórzliwych ludzi.
Odruchowo sięgnęłam drugą ręką w kierunku sztyletu. Uf... jest na swoim miejscu. Mam niejasne przeczucie, że dziś może się przydać... Kto to? Nagle do tawerny z hukiem wkroczyła jakaś postać. Choć była cała zakryta płaszczem, mniemam że to kobieta. Tylko nie wydawała się za bardzo miła i przyjazna. Dobrze, że rzadko zaglądam w te strony, jeśli tutaj często pojawiają się takie typy... Choć już po chwili znikła wraz z karczmarzem w pokoju, to jeszcze czułam te chłod bijący od tej kobiety... Brr...

Nina - 2006-07-06 10:59:57

Rozgladam sie chwile po pomeszczeniu po czym ruszam za karczmarzem. Wchodze do glownej sali i przygadam sie ludzia i innym stwora(:P). Nagle zauwazam znajomego... to byl Kerian. Przyjaciel z dawnych lat. Podeszlam do niego.
Bylam w kapturze i nie bylo widac mojej twarzy, tylko biale oczy. Witaj Kerianie! Powiedzialam przenikliwie. Popatrzal na mnie z wrednym usmiechem. Usiadlam obok niego, i zaczelam cicha rozmowe.

Madzik - 2006-07-19 15:19:54

Napięcie w karczmie rosło z każdą chwilą. Grzmoty, początkowo dobiegające z daleka zbliżały się coraz bardziej. Jeżeli przedtem wyczuwało się niepokój, to teraz atmosfera byla już na skraju przerażenia. Niektóre elfy mgliście przeczuwając niebezpieczeństwo wyszły pospiesznie z karczmy w deszcz. I choć ich zachowanie dla większości obecnych nie było zrozumiałe, w miarę jak przybliżała się burza ucichły wszelkie rozmowy, aż w końcu zapanowala zupelna cisza. Bębnenie kropli o szyby zdawałao się nieco osabić, gdy nagle tuż nad karczmą przewalił się grom, od którego wzdrygnęli się prawie wszyscy. Po chwili rozbyslo oślepiające światlo. Mimo plam tańczących Wam przed oczami zauważacie, że budynek stoi w plomieniach i natychmiast rozlega się kolejny grzmot. Większość osób przebywających w karczmie ucieklo, lecz kilkoro z nich, w tym karczmarz zostalo przygniecionych przez coraz szybciej walący się dach. Co robicie?

Arvi - 2006-07-19 19:14:43

Widząc, że karczma staje w płomieniach, pierwszą moją myślą jest ucieczka. Lecz w połowie drogi, targana wyrzutami sumienia zawracam i biegnę w kierunku zawalonych osób, żeby im pomóc. Niech to cholera, ale musze ich uratować, mruczę do siebie.

Karen - 2006-07-20 13:23:58

W ostatniej chwili uskakuję przed płonącą belką, która spada dokładnie na miejsce, gdzie przed chwilą siedziałam. Rozglądam się szybko po karczmie. Wszystko płonie, jednak z miejsca, gdzie stoję, łatwo dostać się do drzwi... Dostrzegam jednak kilkoro gości i karczmarza uwięzionych przez rozsypujący się dach i leśną elfkę, która próbuje jakoś im pomóc. Mimo ogromnej chęci, żeby jak najszybciej się stad wydostać, odwracam się od drzwi i razem z elfką podnosimy ciężką belę, która przywaliła karczmarza. Wiem, że gdybym uciekła, poczucie winy dręczyłoby mnie do końca życia

Madzik - 2006-08-25 13:20:14

Wspólnymi siłami udaje się Wam podnieść plonącą belkę. Pod nią znajdują się trzy osoby, z czego tylko elf  jest przytomny. Pozostałe dwie to karczmarz i białowłosa kobieta. Elf wykrztusza coś w stylu podziękowań i mimo osłabienia wywołanego wdychaym dymem i obrażeń od upadku probuje pomóc Wam wydostać ich z budynku. Pospiesznie, unikając spadających resztek dachu, wyniósł stosunkowo niezbyt ciężką dziewczynę z karczmy. Z karczmarzem jest gorzej, ale razem udaje się Wam wywlec go na wciąż siąpiący deszcz.

Arvi - 2006-08-26 20:35:27

Po wyjściu z płonącej karczmy idę jeszcze parę metrów do bezpiecznego miejsca i kładę karczmarza. Wydaję stłumiony syk bólu- ręce mam oparzone od belki. W pobliżu nie ma żadnego strumienia czy studni, klnę cicho pod nosem, drżącymi ekoma odrywam dwa kawałki płaszcza i je obwijam. Dookoła leży jeszcze sporo oparzonych ludzi. Zaciskam zęby i podbiegam do najbliższej osoby, aby jej pomóc. Zajęta opatrywaniem rannych, nawet się nie rozglądam.

Madzik - 2006-09-24 13:28:01

Eithel, zajęta w najlepsze opatrywaniem czujesz nagle czyjąś dłoń na ramieniu. Gdy się odwracasz zauważasz uratowanego przez was elfa, patrzącego na ciebie ze współczuciem.
Pokaż, niech to obejrzę. powiedzial łagodny tonem i nie czekając na odpowiedź złapał Cię za przeguby odwijając skrawki płaszcza, którymi były zabandażowane. Wyszeptał kilka niezrozumiałych słów i jego ręce zaczęły promieniować białą poświatą. Czujesz chłód, a zaraz po nim ulgę. Ból ustał. Uśmiechnąl sie do Ciebie i pochylił nad swoim osalonym plecakem najwyraźniej czegoś szukając. Po chwili zaklął i wyjął coś, co kiedyś chyba było niewielką drewnianą skrzynką. Gdy ją otworzył unósl się ostry zapach palonych ziół, a w środku było pełno popiolu i czegoś co wyglądało na reszki bandaży i jakichś sakiewek.
No cóż, trzeba będzie jakoś sobie bez tego poradzić mruknął do siebie wyraźnie niezadowolny, po czym zdjął płaszcz i, podobnie ja przedtem Eithel, potargał go na wąskie paski zaberając się do opatrywania reszty ofiar pożaru. W tym czasie, uleczona wcześniej rzez elfa Adria odzyskała przytomność. W pobliskich krzakach słyszycie jakieś szelesty, a po nich okrzyk bólu i głośne przekleństwo.
Nowa kolejność pisania (może się sprawdzi):
Eithel
Adria
Idril

Arvi - 2006-09-26 19:03:50

Po uzdrowieniu moich oparzonych rąk przez elfa, znacznie efektywniej opatruję rannych. Oczywiście pełna wdzięczności obdarzam elfa uśmiechem i dziękuję za pomoc. Niestety nie mamy żadnych bandaży, robimy opatrunki z urwanych z płaszczy pasów. Jednak po chwili słyszę krzyk z pobliskich krzaków. Zaskoczona szybko wstaję, wyciągam sztylet i po krótkiej chwili namysłu ("Co to? Krzyczy. Znaczy żyje. Może być niebezpieczne, a oni wszyscy są bezbronni...") atakuję ów krzak z zaskoczenia.

Nina - 2006-09-27 19:50:12

Zdezorietowana siadam i staram sie otrzasnac. Dziwnie sie czuje, tak jakos... inaczej. Patrze na rannych ludzi lezacych obok mnie i staram sobie przypomniec co sie stalo...
Wstaje. Widzac ze kaplana ktory mnie uzdrowil wlasnie skonczyl opatrywac nastepna osobe. Podchodze do niego. Dziekuje, Panie klaniam sie lekko Kim jestes? I co tu sie wlasciwie stalo?... Wybacz ale, nic nie pamietam...Opuszczam bezradnie glowe. Jakis krzyk zagluszyl jego slowa. Podbiegam do krzakow troche chwiejnie i ostroznie rozgladam sie w poszukiwaniu zrodla wrzaskow. Jeszcze co jakis czas patrze w niebo i po drzewach szukajac Midnighta.

Karen - 2006-10-04 23:54:22

Opatruję nogę młodej dziewczynie i widząc, że nic jej nie będzie, zaczynam rozglądać się w poszukiwaniu następnej osoby potrzebującej pomocy. Wtem słyszkę krzyk dobiegający z krzaków. Szybko, ale ostrożnie zbliżm się do tego miejsca i widzę elfkę atakującą krzak. Trzymam sztylet w pogotowiu i zastanawiam się czy to, co tam jest, stanowi zagrożenie, czy samo potrzebuje pomocy.

Madzik - 2006-10-08 16:30:41

Usłyszawszy krzyk elf urwał wpół słowa. Wydawał się zaskoczony, ale nie okazał strachu. Po jego minie widać było, że spodziewał się czegoś podobnego. Z zaatakowanego przez Eithel krzaka wydobył się pisk zaskoczenia. Bez trudu można było rozpoznać wysoki, dziewczęcy głos. Po chwili jego właścicielka wyłoniła się spomiędzy gęstych gałęzi. Drobna i szczupła - nie wyglądała na niebezpieczną.
Błagam, nie zabijaj!  krzyknęła do napastniczki, kuląc się i osłaniając twarz rękami. Odskoczyła na bezpieczną dla siebie odległość i opuściła ręce, ukazując bladą twarz o szarych oczach, spoglądających bystro spod krótkich, nastroszonych włosów platynowej barwy. Nie ulegało wątpliwości, że nie jest elfiej krwi. Kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, nieznajoma wcale nie okazywała strachu. Rozglądała się czujnie, jakby czegoś szukając. Jej spojrzenie ponownie padło na Eithel, a oczy rozjarzyły się nieznacznie. Uśmiechnęła się szeroko.
Witaj, my się chyba jeszcze nie znamy. Jestem Kora. Skłoniła lekko glowę,  jakby zupełnie zapominając, że jeszcze przed chwilą Eithel próbowała ją zabić.

Arvi - 2006-10-08 19:24:13

Widząc zachowanie Kory, nieco oszołomiona i zmieszana swoim atakiem na tak bezbronną istotę przez moment patrzę na nią bez słowa. Dopiero po chwili odzywam się: Witaj. Ja nazywam się Eithel... miło mi cię poznać dodaję i wyciągam rękę i ściskam lekko jej dłoń. Jednak nie przepraszam jej, bo przecież miała pewnie jakis cel w chowaniu sie w krzakach, a to jest zawsze podejrzane. Pytam ją tonem już cichszym, lecz stanowczym: Co tam robiłaś, jeśli można wiedzieć? Myślę, że należą się  nam jakieś wyjaśnienia, prawda?

Nina - 2006-10-13 17:35:46

Pod wpływem ogarniającego mnie zamieszania zakreciło mi sie w głowie. Zrobilam pare kroków i straciłam równowage. Myslałam, że upadne (i bedzie mnie bolało ;<), ale nie! (super pro sexy) Elf mnie złapal(<- MG pozwolia). Czułam sie wyjatowo dziwnie. Nagle wydał mi sie tak bardzo przstojny. Och! Dziekuje! Jak moge sie odwdzieczyc? Tyle dla mnie zrobiles... Och! ale masz piekne włosy zaczelam robic mu na glowie sliczne warkoczyki ;3

Madzik - 2006-10-22 11:49:28

(Ze względu na niezwykłe okoliczości pominiemy kolejkę Karen - mamy nowego gracza, mam nadzieję, że się zgramy ^^)

Kora nie zdradziła ani śladu zmieszania, jakby zapytano ją dlaczego podlewa kwiatki w ogródku.
Usłyszałam jakiś huk, a po nim wrzaski powiedzała powoli, patrząc spokojnie na Eithel. Schowałam się, bo nie wiedziałam czego się spodziewać... Co tu się właściwie wydarzylo? Dodała mimochodem patrząc na zgliszcza. Podpalanie karczm bywało rozrywką raczej w nieco mniej wyrafinowanych miejscach niż Sylvan. Założyła ręce na plecach oczekując na odpowiedź.
Natomiast elf nie wiedział co ma zrobić. "Warkoczyki" mierziły go strasznie, ale porównując zachowanie tej dziewczyny przed uderzeniem i po, doszedł do blyskotliwego wniosku, że coś jest nie tak. Walcząc jednocześnie z rękami Adrii, śmigającymi mu dookoła głowy i okrzykiem "Opanuj się, kobieto!" nawet nie zwrócił uwagi na pojawienie się Kory.

Deszcz ustał już dawno, a burza odeszła gdzieś na wschód. Z tamtego właśnie kierunku, spomiędzy drzew wyłonił się kolejny nieznajomy, tym razem mężczyzna i zupełnie jawnie. W porównaniu z całym zgromadzonym (i przytomnym w danej chwili)  towarzystwem był bardzo wysoki. Jego postać na tle szalejącej w oddal burzy wyglądała dziwnie imponująco. Zaległa cisza, nawet Adria "opanowała się" , przez co elf miał chwilę spokoju i popatrzył ze zdziwieniem na nowo przybyłego. Nigdy wcześniej go tu nie widziano...

Nowa kolejność pisania:
Eithel
Adria
Idril
Althar

Arvi - 2006-10-22 13:24:55

Zmarszczyłam brwi, słysząc  tak spokojną wypowiedź Kory. "Na pewno coś knuje...", pomyślałam, chociaż zupełnie świadoma tego, że wszędzie dopatruję się spisków. Był niespodziewany pożar., odrzekłam krótko. Nie sądzę, by chodzenie w takim wieku samej było rozsądne, dodałam tonem osoby doświadczonej Jest niebezpiecznie. Bardzo niebezpiecznie. Spojrzałam na nią ostrzegawczo i miałam zamiar jeszcze spiorunować ją wzrokiem, ale rozproszył mnie nowy przybysz. Jak wszyscy zerknęłam na niego. Mimo jego wyglądu, moja dłoń znów powędrowała ukradkiem na sztylet. Wszystkiego można się spodziewać.

Nina - 2006-10-22 13:53:57

Gdy skonczylam zaplatac cudowne warkoczyki przylecial Midnight. Jak zwykle usiadl mi na ramieniu. Ojejejej! Moj szlodziutienki Midnajcik! Moje kochanie przesliczne! Poglaskalam go i przytulilam. Oczywiscie kruk jak kruk nie lubi byc przytulany szczegolnie przez pania, ktora glaskala go tylko podczas karmienia. Wyrwal sie z uscisku i dziobem wyrwal mi kilka wlosow. Poczulam dziwna fale zimna, a potem zrobilo mi sie goraco. Rozejzalam sie po czym wstalam spojzalam na elfa jak na idiote Jak lesny elf oze sie tak czesac? To bardzo... nietypowe. Odwrocilam sie i spojzalam na grupke osob stojacych przy drzewie. Powiedzialamdo siebie Heh... moze wiedza wiecej niz Kerian... Poszlam w ich strone. Lecz po paru krokach sie zatrzymalam i z ogromnym zainteresowanie przygladalam sie tajemniczemu nieznajomemu. Wygladal (jak dla mnie) na bardzo silnego i na kogos kto wie "co nie co". Poprostu stwierdzilam, ze moze sie przydac. Spokojnym krokiem podeszlam do niego. Witaj, jestem Adria Naïlo. Slonilam sie z gracja. Co sprowadza Cie w te strony, Panie?

(Podkreslam, ze nie pamietalam swojego wczesniejszego zachowania ;p)

Karen - 2006-10-24 00:22:39

Widząc Korę, chowam sztylet. Przysłuchuję się jej rozmowie z Eithel, czasami zerkając ze współczuciem na elfa i jego nową fryzurę. Przez chwilę zastanawiam się, czy nie uderzyć Adrii dyskretnie w głowę, jednak kruk doprowadza ją do porządku. W pojawieniu się Kory jest coś dziwnego, tak samo jak dziwny jest ten cały wieczór. Rozmyślania przerywa pojawienie się nieznajomego. Zerkam na niego przelotnie i wracam wzrokiem do Kory, po chwili dopiero uświadamiając sobie, kogo zobaczyłam. Szybko znów spoglądam w jego stronę. "To nie jest zwykły podróżny, który przypadkiem tędy przejeżdżał. Kolejna dziwna postać... ale jaki przystojny!" Czuję, że się lekko czerwienię, klnę na siebie w myślach i mówię sobie, że interesuje mnie tylko dlatego, że pojawił się właśnie tutaj i właśnie teraz. Spostrzegam Adrię idącą w jego stronę i, nie wiem dlaczego, bo zawsze trzymam się z boku, również do niego podchodzę. A ja jestem Idril, witaj. Skąd się tu wziąłeś? Przyglądam mu się uważnie i walczę z własną twarzą, żeby się tak głupio nie uśmiechała.

PeeS - 2006-10-25 00:15:23

(...) konajac przedzieralem sie przez gesty las. Byl polmrok, mgla ograniczala widocznosc, a ja nie moglem sie zatrzymac...nagle uslyszalem dziwne glosy, ktore wygladaly mi na klotnie. Zatrzymalem sie probowalem zrozumiec slowa, ale zapadla cisza. Mysle sobie zostalem zauwazony...minela chwila a cisza wciaz "grala swa melodie", ktora na chwile zaklocil szelest orlich skrzydel. Instynktownie chwycilem za miecz. Skradajac sie zaczalem podazac w kierunku slyszanych odglosow. Ani troche sie nie balem...odkad zaginal moj...( monolog przerywa mi widok trzech...nie czterech postaci zza mgly ). Mysle sobie - zostalem zauwazony wiec nie mam nic do stracenia. Postacie przypominaly mi Elfy, co jeszcze bardziej mnie zdziwilo. Podchodze coraz blizej...ujrzalem potezne drzewo a tuz obok Elfy - Kobiety, jakze piekne. Bylem tak zdumiony, ze nie moglem wydobyc z siebie ani slowa. Nagle jedna z Elfic zaczela isc w moja strone, po chwili jeszcze szybszym krokiem zaczela isc druga. Wygladalo to jak wyscig...ale za czym...? Przestraszony zaczalem wodzic wzrokiem a w glowie wojna mysli...chwytac za miecz, czy czekac. Nagle slycze "Witaj jestem Adria Neilo (...) po czym druga Elfica rowniez pragnela sie przedstawic mowiac "A ja jestem Idril, skad sie tu wziales ?" Odetchnalem z ulga i niezastanawiajac sie ani chwili, pochylilem glowe mowiac Witajcie drogie Elfy...jestem Althar de Sadr. Szukam schronienia, zapada noc a nazajutrz czeka mnie kolejny dzien wedrowki w poszukiwaniu prawdy...Nie dokonczylem mowic, gdyz z wycienczenia padlem na ziemie, tracac przytomnosc...

Madzik - 2006-10-29 14:33:37

(Bardzo przepraszam za paskudną zwłokę. Postaram się, żeby to się nie powtórzyło)

Niebo rozpogodziło się już zupełnie. Powiał chłodny wiatr, rozwiewając włosy i płaszcze podróżnych, zgromadzonych tu przez zrządzenie losu…
Elf przewrócił oczami i już miał coś odpowiedzieć, kiedy Adria odwróciła się do niego plecami i odeszła w kierunku nowego przybysza. Spoglądając na niego dostrzegł, że nie jest on w najlepszym stanie. Kiedy mężczyzna osunął się nieprzytomny na ziemię, elf przeklął w duchu własną nieprzezorność i podszedł, z przeświadczeniem, że niewiele już może zdziałać i zastanawiając się, czy tej nocy coś jeszcze będzie w stanie go zaskoczyć. „Musi mieć za sobą długą drogę” pomyślał, 
przyglądając się przybyszowi. Jego rany nie były głębokie, ale rozległe, czemu elf specjalnie się nie dziwił, skoro gość przedzierał się samotnie przez las w czasie, kiedy nic nie zachowywało się tak jak powinno.
Musimy znaleźć jakieś schronienie. Oni wszyscy nie będą w stanie się obronić. mruknął jak gdyby do siebie i zamyślił się. Zabierzmy ich stąd. Nocą w lesie robi się naprawdę ciekawie, a większość z nas nie ma już na to siły. powiedział nieco głośniej, zwracając się do Idril i Adrii, które stały najbliżej. Niedaleko stąd jest opuszczona świątynia. Nie jest to może najlepsze miejsce na szpital, ale lepsze to niż czekać tutaj, aż coś nas wszystkich dorwie. Spojrzał po rannych. Nie było ich aż tak wielu, niewiele więcej niż pół tuzina, ale i tak będzie problem, jeżeli chcą ich wszystkich przetransportować możliwie najszybciej i tak, żeby nikomu nic się nie stało. Po chwili rozłożył ramiona w geście rezygnacji. No dobra, nie wiem jak to zrobić przyznał niechętnie. Jeszcze raz się rozejrzał. Ale przecież nie było pewne, że ktokolwiek będzie skłonny do pomocy. Elf westchnął tylko. Poczuł, że to wszystko go przerasta.

Słysząc słowa Eithel, Kora najeżyła się, ale widząc, że uwaga elfki odwróciła się ku komuś innemu, uznała za stosowne pominąć tę kwestię. Nie była zaskoczona pojawieniem się nieznajomego, ani też jego stanem, ale to co powiedział zanim stracił przytomność zaciekawiło ją. Niewątpliwie coś miało się tu wydarzyć i ani przez myśl jej nie przeszło, że wszystko potoczy się swoim trybem, a ona nie będzie mieć w tym swojego udziału. Dlatego, słysząc słowa elfa błyskawicznie postanowiła iść do tej świątyni czy tam czego. Kto wie co można tam znaleźć. Wyraziła głośno swoją chęć „pomocy” , na co elf znów westchnął i spojrzał na nią jakkolwiek nieufnie. Jednak po chwili kiwnął głową. „Musi być naprawdę zdesperowany. Zbytnio się tym wszystkim przejmuje…” Kora wiedziała doskonale, że ten konkretny elf (ani chyba żaden inny) nigdy nie chciałby, żeby ona się kręciła w pobliżu.

Kolejka:
Eithel
Adria
Idril
Althar (jeżlei nieprzytomny będzie miał coś do dodania)

Arvi - 2006-10-30 18:45:58

Widząc, że ów nowoprzybyły człowiek mdleje, chowam szybko sztylet i podchodzę spiesznie do zbiorowiska, które wokół niego się już zebrało. Patrzę na przybysza i na widok jego ran robi mi się go żal. Nie zwracam zbytniej uwagi na dziwne zachowanie obu dziewcząt (Adrii i Irdil). Nie takie dziwy się widziało. Słysząc o pobliskiej świątyni, od razu postanawiam przetransportować tam rannych. Gdy słyszę Korę, która natychmiast zaoferowała pomoc, spoglądam na nią coraz bardziej nieufnie. Kim ona jest? Po chwili zabieram głos: I ja mogę iść. Jestem zdrowa i w miarę silna, w obronie też niezła. Przydam się. mówię odważnie i dodaję To kiedy wyruszamy?

Madzik - 2006-12-26 11:53:27

Elf, słysząc za plecami głos Eithel, odwraca się do niej, uśmiechając się z wdzięcznością. 
Jak najprędzej odpowiedział, ponownie spoglądając na rannych.
A tak przy okazji, jestem Nevin
Zanim zdążył cokolwiek jeszcze uczynić, niespodziewanie z drzewa, przy którym wszyscy stali (bądź leżeli) zeskoczyła postać o zielonych niczym liście włosach, w szatach tego samego koloru. Zgrabnie wylądowała i rozejrzała się. Jej bursztynowo-złote oczy płonęły gniewem, a smukła sylwetka i delikatne rysy twarzy, przywodziły na myśl młodą elfkę. Krzyknęła coś w nieznanym wam języku, ale z tonu głosu, domyśliliście się, że nie ma pokojowych zamiarów. 
Nev cofnął się, klnąc cicho
Driada. Tej nocy nic mnie już nie zdziwi Nie zrozumiał jej słów, ale widział, że zdecydowanie, coś tu się mocno nie zgadza.
Położył dłoń na rękojeści miecza, w przeświadczeniu, że postępuje wbrew sobie.

(btw. Widzę, że kolejka nie skutkuje, więc piszcie jak chcecie /jeżeli w ogóle ktoś zechce napisać/)

Selene - 2007-02-08 12:25:24

Już trzeci dzień szedłem między drzewami. Chociaż początkowo miło było odpocząć od tego całego zgiełku, teraz zaczęło być to nużące.  Spojrzałem w niebo - gwiazdy już bladły, zbliżał się świt - osobiście wolałem podróżować w nocy, ale cóż poradzić. Co ciekawe nie czułem zmęczenia, tylko nudę - ileż można oglądać drzewa? Przecież według wskazówek tamtego faceta, tutaj gdzieś powinno być miasto... Miasto w takiej puszczy? Albo on był obłąkany, albo dałem się wpuścić w kanał...
Wtedy otaczające mnie z niemal każdej strony drzewa rozstąpiły się, a ja niepostrzeżenie wkroczyłem w scenę, w którą bynajmniej nie chciałbym. Nie powiem, ucieszyło mnie to, że natrafiłem na jakieś formy życia inne niż insekty, oraz namiastkę cywilizacji, ale nigdy nie podejrzewałbym siebie o taki optymizm, bowiem połowa "form życia" leżała bez zmysłów, a reszta rozmawiała i rzucała sobie takie spojrzenia, że mimowolnie pomyślałem, że niebawem przybędzie tych trupów. Natomiast owa "namiastka cywilizacji" właśnie się dopalała. To jakiś obłęd! pomyślałem oszołomiony, ale było już za późno.
Dopiero po chwili do mojej świadomości dotarł fakt, że prawie wszystkie istoty, stojące pod tym wielkim dębem różnią się od ludzi, który dotąd spotykał. Elfy! Krzyknęła jakaś część mnie, z ulgą stwierdziłem, że jednak znalazłem się tak, gdzie miałem zamiar.
Jednak z rzeczonego drzewa zeskoczyła jakaś dziewczyna. W pierwszym impulsie pomyślałem, że to również elfka, ale kłócił się z tym kolor jej włosów. Zielony elf? Są takie? Chyba nie... W każdym razie ja nigdy o takich nie słyszałem, a miałem dość wspólnego z tą tematyką.
Zauważyłem, jak rudowłosy elf - jedyny zresztą mężczyzna w tym towarzystwie - wyciągnął miecz. Mówił coś o driadzie - tak mi się przynajmniej wydawało, bo słabo znam elficki. Czyli zielona panienka to driada. A ten facet chce z nią walczyć . Było to dla mnie co najmniej bez sensu. Z tego co słyszałem o driadach, to są to przemiłe istotki, które sobie żyją na tych swoich drzewach i boży świat ich nie obchodzi... A ta najwyraźniej postanowiła się trochę rozerwać, bo widocznie miała zamiar rzucić się na nich.
Przyznaję szczerze, nie miałem bladego pojęcia co robić. Rzuciłem jeszcze raz okiem na sytuację i postanowiłem pomóc jednak elfom.
Podszedłem trzy kroki do driady, która była najbliżej mnie. Wyciągnąłem z sakiewki przy pasie mały kłak wełny. Uśmiechając się pod nosem, wyciągnąłem rękę z wełną w kierunku driady, która o dziwo dotąd mnie jeszcze nie zauważyła, szepcąc formułę zaklęcia. Jeśli wszystko dobrze pójdzie powinna być oszołomiona. Wtedy już musieli mnie zauważyć, ale trudno. To było nieuniknione.

(ale dziwnie się pisze w pierwszej osobie. Szczególnie,jak się gra facetem :D)

GotLink.pl