Madzik - 2007-04-03 17:22:27

Wczesnojesienne słońce niedawno wstało nad Daereeth - jednym z największych miast w tej krainie. Niestety nie można o nim powiedzieć, żeby było najprzyjemniejsze, przynajmniej biedniejsza dzielnica, w której mieściło się nader osobliwe stoisko. Przy prowizorycznej "ladzie", skleconej w zakurzonym zaułku, któremu nawet świt nie dodawał ani odrobiny świeżości, krzątał się zmordowany mężczyzna, mimo tak wczesnej pory. Było dość chłodno, jednak jego rzadkie, ciemne włosy przyklejały sie do spoconego czoła, kiedy w najwyższym pośpiechu wykładał na zapróchniałe deski jakieś przedmioty o najróżniejszych kształtach i rozmiarach, wszystkie jednak poobwijane w kawałki płótna czy zwykłe, szare szmaty. Co jakiś czas mężczyzna zerkał niespokojnie na ulicę, jednak cała okolica wydawała się wciąż jeszcze uśpiona i cicha.

Ismay - 2007-04-03 17:42:25

Na szerokim legowisku z miękkich liści właśnie przeciągał się elf. Promienie słońca tworzyły refleksy w jego własnych włosach. Elf wstał z posłania, otrzepał brudne ubranie z resztek liści i zarzucił na plecy niewielki tobołek. Wybiegł  na pobliską polanę i przez dobrych parę chwil gimnastykował się zawzięcie, podśpiewując pod nosem jakąś żwawą piosenkę.
- No, jutrzenka wstała, ja też, więc czas już wyruszyć gdzieś! - rzekł i zaśmiał się ucieszony niespodziewanym rymem.
Maszerował w cieniu drzew do południa, zatrzymał się na lekki posiłek złożony ze znalezionych owoców leśnych i szedł dalej. Po kilkunastu minutach drzewa przerzedziły się, a potem zniknęły zupełnie, zaś ich miejsce zajęły murowane budynki. Rozradowany elf powitał się głośno z miastem, ale wszyscy mieszkańcy zdawali się jeszcze spać. Niezrażony tym wzruszył ramionami i nucąc, wędrował po uliczkach miasta, starając się zobaczyć jak najwięcej. Gdy po długiej kontemplacji przy fontannie skręcił w pewien zaułek. W tej dzielnicy budynki zdawały się być skromniejsze i bardziej zaniedbane niż w centrum. Elf odwrócił wzrok od czystego nieba i ujrzał zaraz obok siebie mężczyznę o zmęczonych oczach i pocie na czole. Uśmiechnął się do niego i przywitał wesoło.

Selene - 2007-04-03 18:00:03

Eleri ocknęła się nagle, by stwierdzić, że leży pod ścianą na ulicy. Wystająca fasada budynku rzucała długi cień na jej postać. Wstała i rozejrzała się wkoło, po czym klepneła się głośno otwartą dłonią w czoło, przypominając sobie skąd sie tu wzięła. Jak zapewne wszyscy - przez przypadek. Nie stwierdziła u siebie żadnych obrażeń, tylko fatalny nastrój wywołany oczywistymi czynnikami: noc pod gołym niebem, na niezbyt wygodnym bruku oraz, wcale nie przyjemniejsza, pobudka o świcie. Dziewczyna westchnęła głośno i udała przed siebie, kiedy nagle usłyszała jakiś głos, głośny, raźny i beztroski, bynajmniej nie pasujący do tego miejsca ani pory. Zajrzała do zaułka, starając się nie okazywać zaskoczenia na widok dwóch mężczyzn, w tym jednego elfa, wcale nie ospałych czy zmęczonych, czym Eleri akurat się poszczycić nie mogła. Tłumiąc ziewnięcie, zastanawiała się mozolnie, czy w tej scenie jest w ogóle cos godnego zainteresowania, kiedy wzrok dziewczyny natknął się na dziwne pakunki. Przez moment zastanawiała się, co to niby jest, ale po krótkiej chwili bez słowa odwróciła się, zamierzając do odejścia.

Arvi - 2007-04-04 14:54:08

Tego ranka Rumianek postanowił wybrać się po sprawunki do miasta oraz by odwiedzić starych przyjaciół. Wstał więc skoro świt, nałożył do fajki porcję swego rannego ziela i wyruszył jeszcze gdy rosa nie zniknęła z trawy. Mruczał coś pod nosem, najwyraźniej dla buszujących pod drzewami wiewiórek. Do Daereeth dotarł w parę godzin po wyjściu z wioski i ku swemu zdumieniu stwierdził, iż niewielu mieszkańców się pobudziło i będzie musiał poczekać chwilę, aż ulice się zaludnią, by mógł kupić potrzebne towary. Cmoknął z niezadowoleniem, bowiem nie miał żadnej pary uszu, która by zawzięcie słuchała jego historii. Po chwili zastanowienia wybrał się do pewnej uliczki, z nadzieją, że spotka chociaż znajomego handlarza relikwiami. Swego czasu nawet pan Rumianek zakupił u niego parę drobiazgów, które po dziś dzień spoczywają razem z innymi bibelotami w ogromnej drewnianej skrzyni. Jednak nasz poczciwy pan Rumianek zamiast sprzedawcy, dostrzegł nieznanego mu mężczyznę za ladą i rześkiego jak ów poranek elfa. Wydawało mu się, że za rogiem mignęła mu jakaś postać, ale wzruszył tylko ramionami, narzekając na nie tak ostry jak w młodości wzrok.
- Witam, panowie! - przywitał się z nieznajomymi uradowany tym, że może da upust swej gadatliwości.

Selene - 2007-04-04 15:26:55

I. Mou

Ciemnowłosy półelf przechadzał się ulicami Dareeth, pomału tracąc cierpliwość. Podkrążone, ciemnozielone oczy przewiercały skrawek pergaminu, który trzymał w ręce. Podniósł wzrok znad kartki i rozejrzał po raz n'ty, niestety nic nie zgadzało się z jego zamierzeniami. Dostrzegł jedynie obskurną dziurę, mieszczącą drewnianą konstrukcję oraz cztery, zupełnie mu nieznane osoby. Proszenie ich o pomoc nie wchodziło w grę, lecz półelf przystanął niepewnie, przyglądając się stoisku. Podszedł kilka kroków, raz jeszcze kierując spojrzenie na twarze nieznajomych. Ich różnorodność wydała się I. nieco osobliwa, podobnie jak pozawijane przedmioty. Biorąc pod uwagę to miejsce, musiało być to coś nabytego nielegalnie, potencjalnie niebezpiecznego, w każdym razie śmierdziało przekrętem. Jednak po raz pierwszy od bardzo długiego czasu w półelfie zaczęło kztałtować się coś w stylu ciekawości.

Madzik - 2007-04-04 15:40:41

Mężczyzna podniósł wzrok i przerwał pracę. Przez jego twarz przemknął blady uśmiech, ale też coś na kształt obawy. Rozejrzał się, zaskoczony nieco, lecz po chwili rzekł:
- Ach witam, witam. Czym mogę panom służyć o tak wczesnej porze?
Ton tego pytania zdawał się nieco obłudny, ale chyba trudno się dziwić, jeśli zastanowić się nad faktem ile ten człowiek mógł zażyć snu tej nocy.
Słońce było już coraz wyżej, lecz zaułek nadal pozostał w cieniu.
Mężczyzna jak gdyby nigdy nic zajął się znów wykładaniem owych pakunków, kiedy nieopatrznie potrącił ręką jeden z nich, a ten z głuchym stukiem upadł na zakurzony bruk. Otaczający go materiał rozwinął się nieco, ukazując niewielką fiolkę wykonaną z czegoś w rodzaju matowego, ciemnoczerwonego szkła.

Ismay - 2007-04-04 15:58:21

Adde natychmiast schylił się po upuszczoną fiolkę i oddał ją uprzejmie, zerkając tylko ukradkiem na nią. Potem uśmiechnął się do nowo przybyłego niziołka i pomachał mu dosłownie przez nosem, aż tamten musiał się cofnąć trochę.
- Witam, witam panów! - zaświergotał radośnie, przerywając niziołkowi, który już otwierał usta, by coś powiedzieć. - Dzień dziś taki wspaniały, prawda? Cały świat zdaje się wołać do ciebie: chodź! Hm, czy panowie też szukają przygód, czy po prostu w określonej sprawie? Ja osobiście jestem typem podróżnika, wiecie panowie - ciągle w ruchu! - gestykulował przy tym żywo i nie tracił entuzjazmu na widok zdezorientowanych twarzy towarzyszy. - A właśnie, może pomóc panu w rozpakowywaniu towaru? - zwrócił się do mężczyzny za ladą. - Wie pan, służę pomocą! O, a gdyby pan miał jakieś zakupy, zaoferowałbym pomoc w niesieniu - popatrzył życzliwie na niziołka. - No, to w czym pomóc, panowie?
I tak pytanie handlarza zręcznie przejął radosny Adde.

Selene - 2007-04-04 16:18:05

I. Mou
I. spojrzał nieco zszokowany na rozentuzjazmowanego elfa, bo jak kraj długi i szeroki, podobnej osoby w życiu nie spotkał. Chowając ręce głęboko w kieszeniach przewrócił oczami i wydał z siebie znaczące "hmph". Nie uznał za stosowne odpowiadać cokolwiek, nawet gdyby wiedział, na które z pytań miałby zareagować. Nie spamiętał choćby połowy, gdyż radosny potok słów, płynący z ust elfa wydawał mu się niezrozumiałym bełkotem obłąkanego. Jednak butelka, jeszcze przed chwilą tocząca się po ulicy, przykuła jego uwagę. I. był pewien, że nie było to po prostu zwyczajne naczynie, chociażby ze względu na jego zawartość. Kiedy handlarz postawił fiolkę z powrotem na desce, półelf przeniósł spojrzenie na resztę przedmiotów, z których po kształcie mógł wyróżnić kilka innych butelek, jakieś sztylety, czy inną niewielką broń, ale w większości zawiniątka wciąż pozostawały dziwne i tajemnicze.

Arvi - 2007-04-04 16:29:59

Pan Rumianek przez pierwszą sekundę oniemiał pod wpływem mnóstwa słów wylewających się z ust elfa. Jednak już po chwili odzyskał swój humor i puścił kółko z dymu.
- Panie, panie - odezwał się szybko. - Może najpierw wszyscy się przedstawimy? Nieładnie to tak w towarzystwie być i nie wiedzieć z kim się rozmawia. A kompanija, widzę, nie jest zwyczajna. Człowiek, elf, niziołek i, jak mniemam, półelf, hm? - rzekł, patrząc z ukosa na nowego przybysza. - Już dużo wiosen moje oczy widziały, chłopcze, i wiem conieco na różne tematy - przerwał i pociągnął trochę dymu z fajki. - To może ja pierwszy się przedstawię, panowie: Rumianek jestem, w pełni wieku i sił.
Powiedziawszy to, podał wszystkim po kolei rękę.
- Może zechcielibyście wysłuchać historii o tej puszczy pełnej mroku na skraju królestwa? Owszem, byłem tam kiedyś i wróciłem, choć z niemałym trudem... - zaczął, przygotowując się do długiej wymowy.

Selene - 2007-04-04 16:44:24

Eleri
Dziewczyna z głośnym westchnieniem oparła się o ścianę, po czym przysłoniła dłonią oczy, kryjąc je nieco przed jaskrawym słońcem. Raz jeszcze ziewnęła potężnie i sięgnęła do torby, bo wydobyć z niej sakiewkę. Przez kilka minut mocowała się z rzemykami, na których wcześniej powiązała supełki, najwyraźniej bezwiednie. Kiedy w końcu, tłumiąc ochotę by sięgnąć po nóż, rozwiązała plątaninę, widok który ukazał się jej oczom był nader smutny. Sakiewka była pełna nie monet, lecz... kamieni. Nieco zbita z tropu Eleri wysypała na dłoń połowę zawartości, lecz w sakiewce nie było nic innego. Westchnęła po raz kolejny, starając się panować nad ogarniającym ją gniewem, najspokojniej jak umiała zawiązała sakiewkę z powrotem, jednak przez nieuwagę urwała jeden ze skórzanych sznurków. Coraz bardziej poirytowana cisnęła w końcu sakiewkę w bliżej niezidentyfikowanym kierunku.

Madzik - 2007-04-04 17:06:39

Przez twarz handlarza przemknął ledwie dostrzegalny cień, kiedy tak słuchał tej wymiany zdań, z których każde kolejne nie miało wiele wspólnego z poprzednim. Zdawał się być nieco zakłopotany faktem, że najpierw pyta się kogoś o imię, czy o cokolwiek, a później nie dopuszcza w ogóle do głosu, mówiąc już o zupełnie czym innym. Mężczyzna milczał, wpatrując się z lekko uchylonymi ustami to w pana Rumianka, to w pozostałe dwie postacie, kiedy u stóp elfa wylądowała mała, skórzana sakiewka, a zaraz za nią w zaułku pojawiła się młoda kobieta z nader osobliwym wyrazem twarzy - pośrednim między złością, a zakłopotaniem.
Zaskoczony handlarz ponownie spojrzał na wszystkich po kolei i, chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że takiego ruchu z samego rana to jeszcze tutaj nie miał, szczególnie, że nikt jeszcze ani słowem nie wspomniał o interesach.

Ismay - 2007-04-05 15:08:13

Adde rzadko spotykał kogoś tak skorego do rozmowy, a raczej monologu, jak szanowny pan Rumianek. Zwykle po pięciu minutach spędzonych z nim rozmówca ulatniał się albo zachowywał, jakby utracił zdolność do mowy. A teraz proszę - wreszcie napotkał kogoś, kto ma język w ustach i wie, jak go używać. Adde ucieszył się tym bardzo i gorliwie podał niziołkowi rękę, trzęsąc nią zapamiętale.
- Więc wtedy bez wahania zgodziłem się wyruszyć na tą wyprawę, choć wiedziałem, jakie niesie ze sobą niebezpieczeństwo - rzekł poważnie pan Rumianek, posyłając każdemu z towarzyszy znaczące spojrzenie, które miało u nich wywołać dreszcz na plecach. - Wziąłem z domu tylko mój miecz pięknej elfickiej roboty, który z kolei zdobyłem podczas walki...
Nagle zmuszony był przerwać, ponieważ nieznajoma dziewczyna o długich ciemnych włosach wpadła niespodziewanie do zaułka, najwyraźniej chciała wziąć z powrotem sakiewkę, która przyleciała tutaj sekundę wcześniej.
Adde natychmiast odezwał się wesoło do kobiety, uprzedzając znów gotowego do powitania pana Rumianka, czego Adde zgoła znowu nie zauważył.
- Witamy panią! Proszę, proszę, towarzystwo ciągle się poszerza! - uśmiechnął się życzliwie do nieznajomej. - Ach, korzystając z okazji... Nazywam się Adde i miło mi was wszystkich poznać. Chyba nie dokończyliśmy przedstawiania, może teraz pani zechce coś o sobie powiedzieć? - zaproponował uprzejmie stojącej naprzeciwko.

Selene - 2007-04-05 15:28:17

I. Mou
I. zatrzymał spojrzenie na nowo przybyłej dziewczynie, jednak - jak się można było spodziewać - nie wzbudziła ona żadnego zainteresowania. Półelf westchnął cicho, przeczuwając, że znalazł się w centrum jakiejś dziwnej sytuacji, w dodatku w towarzystwie dość rozgadanych osób, z tym nadpobudliwym elfem na czele. Nie za bardzo wiedział już co zrobić z tą sytuacją, więc mruknął tylko w bliżej nieokreślonym kierunku:
- I.
Zaczął się właśnie zastanawiać, czy ktoś tu zada sobie trud posłuchania, a jeśli tak to czy domyśli się, że tak właśnie brzmi jego imię. Po chwili jednak wzruszył ramionami na znak, że nie robi to w sumie większej różnicy. Słowa, które i tak nie były przecież skierowane wprost do niego, mieszały się ze sobą, aż docierały do uszu I. w zupełnie niezrozumiałej dla niego postaci, aż zaczął zastanawiać się tylko, jak to możliwe, że żaden z rozmówców jeszcze nie zachrypnął.
Półelf powrócił na chwilę na ziemię i dopiero, kiedy skupił uwagę na otoczeniu dostrzegł nieco zniszczoną sakiewkę, odrzuconą najwyraźniej przez dziewczynę. "No świetnie, kolejna wariatka"- pomyślał zrezygnowany.

Arvi - 2007-04-05 15:51:55

Pan Rumianek zerknął z zaciekawieniem i zadowoleniem na nieznajomą. Co jak co, ale pan Rumianek lubił towarzystwo kobiet, najbardziej zaś tych nie roztrzepanych. Zupełnie w przeciwieństwie do tego... Adde, pomyślał, ale bardziej z przymrużeniem oka niż ze złością. W końcu Adde to dopiero chłopiec, jeszcze pewnie nie zaznał trudu życia tak jak pan Rumianek (który już bardzo wiele przeżył) i może się cieszyć ile chce. Tak, niech się nacieszy na razie chłopiec, pomyślał z pewną nawet sympatią pan Rumianek.
W każdym razie owa kobieta na roztrzepaną nie wyglądała, co się spodobało niziołkowi. Już chciał zatem przedstawić się jej, ale ubiegł go Adde. Pan Rumianek westchnął tylko, zaciągnął się dymem i poczekał chwilę, aż Adde zamilknie. Wydawało się mu też, że słyszy gdzieś z boku ciche beznamiętne mruknięcie, ale przypisał je do swych minimalnych, ale jednak, kłopotów ze słuchem.
- Dobrze, dobrze - odezwał się pan Rumianek. - Adde, wiem, że energiczny z ciebie chłopiec, ale daj się wypowiedzieć damie - skarcił lekko elfa, który uśmiechnął się przepraszająco i zamknął szybko otwarte już usta. Rumianek zwrócił się do kobiety. - Więc, moja droga, zdradzisz nam swoje imię? Pewnie nie słyszałaś mojego i mojej historii o mrocznej puszczy, ale może kiedyś jeszcze to ode mnie usłyszysz!... Ach, racja. Zwą mnie Rumiankiem.
I ukłonił się lekko na znak szacunku.

Selene - 2007-04-05 16:14:29

Eleri
Dziewczyna przystanęła nieco zaskoczona, gdyż mogłaby przysiąc, że przed chwilą jeszcze, kiedy widziała ten zaułek, były tu zaledwie dwie osoby. Zakłopotana nieco podeszła i podniosła sakiewkę, woląc nie myśleć, jak blisko była znokautowania owego elfa. W jeszcze większe zażenowanie wprawiała ją uwaga, jaką na siebie zwróciła, ale potrząsnęła lekko głową.
- Jestem Eleri. - rzekła tonem, jak przynajmniej miała nadzieję, dość pewnym, zmuszając się, by spojrzeć po kolei w oczy każdemu ze swych gorliwych rozmówców. Uśmiechnęła się blado,  jednak bardziej z czystej uprzejmości. Wzrok dziewczyny błądził jeszcze chwilę po zaułku, jednak, poza ponurym półelfem, który nie wypowiedział jeszcze ani słowa, czy bodaj nie zwrócił na nią większej uwagi, nic nie zmieniło się od tych kilku chwil, kiedy była tu po raz ostatni. Zniszczoną sakiewkę wrzuciła automatycznie do torby i zastanowiła się chwilę. Jakby nie było teraz nie miała przy sobie ani grosza...
- Ee.. - zająknęła się Eleri i wzięła głęboki oddech - Mam małą prośbę... Czy właściwie pytanie. Szukam pewnej kobiety, nazywa się Seanit... Czy któryś z panów nie wie przypadkiem nic na jej temat, czy chociażby o niej słyszał? - wypaliła na jednym tchu.

Madzik - 2007-04-05 16:37:01

Zdezorientowany handlarz postanowił po prostu zignorować towarzystwo, skoro nikt nie przejawił zainteresowania kupnem czegokolwiek. Jak na razie wyłącznie dziewczyna przedstawiła jasno i przejrzyście o co jej chodzi, ale i tej mężczyzna i tak pomóc nie mógł, gdyż nie posiadał żadnych informacji na ten temat. Można jednak było powiedzieć, że obecność dwóch najbardziej gadatliwych osób, jakich spotkał od dość dawna była wcale miłą odmianą. Odtąd jednak nie włączał się zupełnie do rozmowy, a tylko przysłuchiwał niektórym fragmentom, które udało mu się wyłowić.
W końcu na ulicach Daereeth rozbrzmiał gwar, wskazujący, że mieszkańcy wreszcie się pobudzili. Mimo to dzielnica, w której właśnie się znajdowali wciąż pogrążona była w ciszy, głównie przez fakt, że mało kto w ogóle tu się zapuszczał, a wiele budynków ziało pustką.

Ismay - 2007-04-05 22:06:06

Seanit?... Adde zastanowił się chwilę, ale nikogo takiego sobie nie przypominał. Zmarszczył nieco brwi, bo mimo jak najlepszych chęci - nie mógł pomóc Eleri. Takie chwile elf zaliczał do jednych z najgorszych w swym życiu.
- Pani mi raczy wybaczyć - odezwał się smutnym głosem - ale nie znam nikogo takiego... Naprawdę mi przykro... Ale, ale! Może mógłbym jednak zrobić coś, by się pani wreszcie tak... uśmiechnęła z prawdziwą radością? - spytał z nadzieją.
O nie, Adde w takich sprawach nigdy się nie poddawał.

Selene - 2007-04-06 10:10:15

I. Mou
I. zastanowił się chwilę, co oszczędziło mu męki zastanawiania się, czy warto w ogóle otwierać usta (a nuż znowu zostałby zignorowany - o, tak I. nie cierpi być ignorowany, choć może na to nie wygląda), bo i tak nic o kimś podobnym nie wie.
- Nie słyszałem - rzekł - Przykro mi - ale obojętny jak zwykle ton głosu bynajmniej na to nie wskazywał.
Półelf jak gdyby nigdy nic zamierzał opuścić to miejsce, ale kiedy wyminął już Eleri zatrzymał się i odwrócił.
- Ale nie każda kobieta ma imię wypisane na czole - powiedział z lekką drwiną.

Arvi - 2007-04-06 11:12:15

Pan Rumianek cmoknął, ale tym razem z zadowoleniem. Seanit? Rumianek pewnie kiedyś o niej słyszał, bo podczas swych niezliczonych wypraw słyszał wiele, ale w tym akurat momencie jeszcze sobie nie przypomniał czegoś konkretnego. Ale pytanie Eleri przynosiło doświadczonemu panu Rumiankowi posmak nowej, interesującej przygody. Aż szkoda byłoby ją zaprzepaścić. Coś w kościach mówiło niziołkowi, że czas znów opuścić stateczny dom.
Postąpił krok w stronę Eleri i rzekł tonem człowieka, który wie wszystko.
- Hm, na chwilę dzisiejszą jeszcze nie wiem, kto to ani gdzie przebywa, owa Seanit, ale mogę zaoferować pani pomoc w poszukiwaniach. Dużo już przeżyłem i wiem conieco o niebezpieczeństwach i przygodach. Mam to we krwi, że się tak wyrażę! No, w kościach oczywiście też. Myślę, że bardzo bym się pani przydał z moimi zdolnościami.
Zakończył swą wypowiedź wielkim kółkiem z ostatniego obłoczku dymu.

Selene - 2007-04-06 11:40:28

Eleri
Zaskoczona i coraz bardziej zakłopotana dziewczyna podniosła wzrok i otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Nie żeby nie była wdzięczna, nie wiedziała za bardzo, jak tą wdzięczność wyrazić. Nie chciała, a w obecnej sytuacji nie mogła odrzucić tak gorliwych zapewnień pomocy i ani przez myśl jej nie przeszło, że ktoś z obecnych mógłby mieć zamiar ją oszukać, gdyż z pustą sakiewką nie przedstawiała raczej żadnej wartości w oczach potencjalnego złodzieja. Potrząsnęła głową i skłoniła się nieznacznie. Słysząc uwagę I. zza swoich pleców zaczerwieniła się lekko, zupełnie nie wiedząc już co powiedzieć.
- J-ja bardzo dziękuję, ale... - wyrzuciła z siebie niepewnie. "Głupia! Co ty wyprawiasz?! Na własną rękę to się zestarzejesz, zanim znajdziesz cokolwiek!" - To znaczy... Nie mam żadnych wskazówek, tylko imię. Nie wiem gdzie ona może przebywać, nie wiem nawet, czy jeszcze żyje.
Westchnęła cicho, gdyż dopiero teraz zdała sobie w pełni sprawę, jak beznadziejna była jej podróż.

Ismay - 2007-04-06 12:12:28

Adde bardzo się ucieszył, że może pomóc dziewczynie w potrzebie i uśmiechnął się szeroko.
- No, nie mamy więc czasu do stracenia! - rzekł, podał rękę handlarzowi, dziękując za uprzejmość i wyszedł energicznie z zaułka.
Słońce stało już wysoko i zalało elfa swoim blaskiem, twarz Adde również się rozjaśniła, ale z radości i podekscytowania. Adde gdy słyszał słowo "przygoda", jego serce i dusza rwały się na wyprawę. Odetchnął głęboko, odwrócił się do towarzyszy i rzekł:
- Wyruszamy! W naszej kompanii jestem ja, pani Eleri, pan Rumianek... Panie... - zwrócił się zakłopotany do I. - Hm, pan też wyrusza z nami? Nie wiem, czego pan szuka, ale może dołączy pan do nas? Poza tym, mogę się zwracać do pana na "ty"? Byłoby trochę wygodniej, nie sądzisz?
Uśmiechnął się do chłopaka, mając nadzieję, że chociaż jego trochę rozbawi. Adde bowiem nie mógł wytrzymać, gdy ludzie wokół niego byli smutni, posępni czy po prostu zmartwieni. Wtedy Adde za wszelką cenę starał się ich podtrzymać na duchu.

Selene - 2007-04-06 12:29:28

I. Mou
I. spojrzał niechętnie na Adde. Teraz kiedy już zwrócił się prosto do niego, półelf nie mógł dłużej ignorować tej sytuacji. W sumie jak się nad tym zastanowić to w tym towarzystwie nuda mu nie zagrozi. A nawet najbardziej męcząca gadanina była i tak mniej męcząca od samotności i ciszy.
- Niech będzie - mruknął odwracając wzrok - Jestem I. Mou - powtórzył, dochodząc do oczywistego wniosku, ze wtedy i tak nikt nie zwrócił uwagi na to, co powiedział. Nie uczynił jednak poza tym żadnego przyjacielskiego gestu. Nie czuł się też specjalnie zobowiązany, a dopóki nie wymagano żadnej wiążącej umowy, dopóty I. to pasowało. Skoro jednak dziewczyna nie wiedziała nic o celu swoich poszukiwań, może być to bardzo żmudna robota. I. nie bał się wyzwań, ale cała sprawa obchodziła go tyle, co zeszłoroczny śnieg. Jednak skoro sam niewiele zdziałał we własnych poszukiwaniach, to może uda mu się jeszcze czegoś dowiedzieć przy okazji.

Arvi - 2007-04-06 13:13:58

Pan Rumianek przyklasnął w dłonie z uciechy. Czekała go wyprawa! Strząsnął resztki popiołu z fajki i schował ją za pazuchę. Na szczęście zawsze nosił przy sobie zapas ziela, więc mógł wyruszyć od zaraz. Rzekłby tylko słówko komuś znajomemu, by powiadomił wioskę o jego podróży. Podszedł do promieniującego Adde i poklepał go po plecach z aprobatą.
- No, chłopcze! To dobrze, że jesteś taki chętny do przygody - pochwalił go. - Ciesz się, bo będziesz się mógł wiele ode mnie nauczyć. Widzisz, aby w ogóle przetrwać w tym okrutnym świecie musisz umieć choćby wykrzesać ogień. Najpierw trzeba zebrać trochę chrustu...
I zaczął wykładać Adde sztukę przetrwania, której uważał się mistrzem. A Adde najwyraźniej chętnie poddawał się jego naukom, ponieważ jego oczy aż błyszczały przejęciem.
A niech mnie, ale ten chłopak ma potencjał, pomyślał pan Rumianek o Adde jak o swym własnym synu, którego nigdy nie miał; Adde, choć roztargniony, posiadał bardzo ważną, według pana Rumianka, cechę: potrafił słuchać.

Selene - 2007-04-06 13:25:47

Eleri
Eleri nie było zbytnio w smak, że wywołała takie zamieszanie, ale cóż było teraz poradzić. Tylko iść przed siebie... Przed siebie, ale dokąd? Nie chciała studzić entuzjazmu, jednak wydawało się to nieco... lekkomyślne. Jakkolwiek zależało jej na znalezieniu Seanit w miarę szybko, lecz miało się wnet okazać, że od teraz nie będzie miała wiele do powiedzenia. Bynajmniej jej to nie przeszkadzało, gdyż zawsze wolała trzymać się na uboczu. Jednak to był jej problem i nie powinna zostawiać go innym.
Podobne rozmyślania walczyły w głowie dziewczyny, a ona starała się uniknąć natarczywego pytania "dokąd teraz?". Popełniła dotąd mnóstwo błędów, ale zawsze odpowiadała za nie sama. Teraz miało się to zmienić, a Eleri nie chciała już brać za to odpowiedzialności.
- No to... Dokąd idziemy? - spytała zakłopotana, bo przecież ona powinna wiedzieć to najlepiej. Ale nie wiedziała i musiała się w końcu do tego przyznać.

Ismay - 2007-04-06 13:35:13

Pytanie Eleri nie zbiło z tropu Adde. Dla niego wszystko i tak wydawało się proste i jasne.
- Najpierw zapytamy o nią! - rzekł dobitnie, przerywając mimowolnie panu Rumiankowi, który skarcił go za to lekko. - Przecież pan Rumianek zna się na takich rzeczach, jestem pewien, że ma jakichś znajomych, którzy wiedzą coś o Seanit. Może zawitamy do jakiejś gospody albo po prostu spotkamy kogoś poinformowanego na ulicy. Prawda, panie Rumianku?
I uśmiechnął się na swój rozbrajający sposób.

Selene - 2007-04-06 13:49:54

I. Mou
"Świetnie"- pomyślał I. "Może po prostu zrobimy sobie transparent?"
Spojrzał ukradkiem na Eleri. A jeśli ona coś ukrywa, a to wszystko okaże się zwyczajnie niebezpieczne, albo po prostu paskudne? Dziewczyna nic nie wie, zna tylko imię, ale jednak zależy jej, żeby znaleźć tą Seanit. Powód mógł być bzdurny, nie miało to zresztą znaczenia, ale w jakimś celu MUSI przecież chcieć ją znaleźć. I na pewno nie dla imienia. Czyli na pewno wie coś jeszcze. A skoro oni już tak bardzo afiszują się z chęcią pomocy, to chyba powinna jakoś ułatwić im zadanie. No, chyba, że sama im nie ufa, czemu sam I. specjalnie nie mógł się dziwić. Poza tym na tym świecie mogły być przecież dziesiątki kobiet o tym imieniu! Nie ma mowy, żeby znaleźli tę właściwą, wiedząc tylko tyle...
- Po co ci właściwie ta Seanit? - spytał Eleri, ignorując fakt, że zapewne zostanie źle zrozumiany. Jakby nie patrzeć lepiej wziąć to pytanie za przejaw ciekawości, a nie podejrzliwości...

Arvi - 2007-04-06 19:47:57

- Znajomych? - pan Rumianek zafrasował się odrobinę. - Hm, może Helmut... On się orientuje w takich sprawach. Chociaż Helmut wyznaje zasadę "za darmo umarło".
Niestety, pan Rumianek nie nosił ze sobą zwykle pieniędzy. Spojrzał w górę, na Adde. On też nie wyglądał na takiego, co nosi przy boku pełną sakiewkę.
- No, to może zrobimy najpierw przegrupowanie naszego ekwipunku? Pomogłoby mi to w ocenie sytuacji... - rzekł tonem znawcy.

Selene - 2007-04-06 19:57:46

Eleri
Dziewczyna, słysząc pytanie I. spojrzała na niego nieco skonsternowana i nie odpowiedziała od razu. Powiedzieć, czy nie?
- Muszę jej coś dostarczyć - odparła po dłuższej chwili, nie mając jednak zamiaru wdawać się w szczegóły. Przynajmniej nie teraz.
Kiedy jednak pan Rumianek wspomniał o pieniądzach, Eleri zatrzymała się i opuściła bezradnie ręce.
- Przykro mi, ale nie mam przy sobie nic, co przedstawiałoby jakąkolwiek wartość. Tak mi się wydaje...
Pomyślała bezwiednie o sakiewce pełnej kamieni i zapragnęła nagle coś zgnieść, kopnąć, uderzyć, czy też zniszczyć w inny sposób.

Ismay - 2007-04-07 16:45:35

Adde nie stracił swego entuzjazmu.
- Możemy zarobić! - zwołał z uśmiechem i przykucnął przy panu Rumianku. - Panie Rumianku, gdzie można szybko zarobić? Jestem silny i chętny do wszelkiego rodzaju pracy. Na pewno dam sobie radę. Panie Rumianku, gdzie mogę zdobyć taką ilość pieniędzy w jeden dzień? - spytał swego mentora.

Madzik - 2007-04-07 19:11:09

I. Mou
I. westchnął cicho. Na pieniądzach nie zależało mu aż tak, jak na opuszczeniu tego miasta, teraz, kiedy okazało się, że nie ma tu czego szukać. Nie chciał zbytnio tracić czasu, aż zdobędą (w jakikolwiek sposób) wystarczającą sumę, a szczególnie za owo "może". Tym bardziej nie chciał wydawać nic, za niepewne informacje, ale ostatecznie zawsze istniała szansa, że posuną się do przodu. Spojrzał do własnej sakiewki, która co prawda nigdy mu specjalnym ciężarem nie przeszkadzała, ale okazało się, że z jego funduszami wcale nie jest tak źle. Zmarszczył brwi, wcale niepewien czy to wystarczy, żeby przekupić kogokolwiek, ale lepsze to niż nic...
- Osiemdziesiąt cztery sztuki złota... - rzucił jak zwykle, do nikogo konkretnego.

Arvi - 2007-04-08 19:06:59

Pan Rumianek z uśmiechem podszedł do I. i zwrócił się do niego rześkim tonem:
- No, proszę! Adde, nikt nie będzie musiał na razie zdobywać pieniędzy, bo mamy pewien zapas, prawda, panie I.? Proponowałbym też, żeby ktoś najbardziej doświadczony przechowywał nasze fundusze...
Pan Rumianek lubił mieć pod kontrolą takie rzeczy. "Będę musiał jakoś przekonać Helmuta, żeby zgodził się na te osiemdziesiąt sztuk", pomyślał z lekkim niepokojem. Helmut bowiem, jak pan Rumianek, lubił się targować. I był w tym niezły.

Selene - 2007-04-09 11:34:16

Eleri
Kiedy już jako-tako się uspokoiła, Eleri  spuściła wzrok. I. zdawał się tym nie przejmować, ale ona nie chciała, żeby zabierać komuś wszystkie oszczędności tylko z jej powodu. Ale nie było czasu, a ona nie miała nic do powiedzenia. Ostatecznie skoro I. nie ma nic przeciwko... to w końcu jego pieniądze, a nie wyglądał na kogoś, kto specjalnie by się poświęcał, by komuś pomóc... No jeśli tak...
- To idziemy? - spytała najpewniejszym tonem, na jaki było ją stać. Mimo, że ona w tym mieście nie znała zupełnie nikogo, to pozostawało jej mieć nadzieję, że ktoś będzie coś wiedział.

Ismay - 2007-04-09 14:47:21

Adde aż rozrywała chęć działania. Pragnął natychmiast biec do owego Helmuta, dowiedzieć się czegoś o tej kobiecie i lecieć szybko, na skrzydłach wiatru! w nieznane ale fascynujące krainy. Na razie jednak Adde podszedł do pana Rumianka i I.
- Panie Rumianku, panie Rumianku... Możemy już iść? - spytał niecierpliwie i pociągnął bez pytania pana Rumianka za ręką, przy czym musiał sie schylić. - Lepiej nie tracić czasu!
Drugą rękę wyciągnął przyjaźnie do I.
- Ty też idziesz ze mną, panem Rumiankiem i panią Eleri, prawda? - uśmiechnął się niewinnie.

Selene - 2007-04-09 14:54:20

I. Mou
Twarz I. nie wyrażała niczego. Może oprócz lekkiego zniecierpliwienia. Bez słowa oddał panu Rumiankowi swoją sakiewkę, a na słowa Adde zareagował tylko skinieniem głowy. Nie spojrzał nawet na jego wyciągniętą rękę, odwracając się w innym kierunku. Musiał jednak przyznać rację Adde, nie ma co tracić czasu.
- Taa... Chodźmy...

Arvi - 2007-04-09 15:03:14

Pan Rumianek z zadowoleniem przyjął pieniądze i niepostrzeżenie cofnął rękę z dłoni Adde. Sakiewkę schował głęboko za pazuchą.
- No, to w drogę towarzysze! - rzekł i ruszył w stronę rynku miasta z uśmiechem na ustach.
Pan Rumianek zawsze był weselszy, mając pełną kiesę pod ręką.
- Ach, Adde - zwrócił się do elfa idącego tuż za nim. - Zrób coś dla mnie, chłopcze: u Hemluta lepiej milcz, dobrze?

Selene - 2007-04-09 15:13:19

Eleri
Eleri rozchmurzyła się nieco, kiedy znów ruszyli w drogę. Ze spuszczoną głową zamykała niewielki pochód, jednak po raz pierwszy na jej bladej twarzy przemknął cień prawdziwego uśmiechu. W końcu nie było sensu się załamywać, dopóki był chociaż cień szansy na powodzenie. Cieszył też ją fakt, że znalazła pomoc. I to nie byle jaką, bo dziewczyna czuła, że jeśli dalej tak będzie to nie będzie w stanie powstrzymać się od śmiechu. Miło było dla odmiany popatrzeć, jak Adde próbuje wycisnąć z I. więcej niż pięć słów i jak nie za bardzo mu się to udaje. No, ale skoro ona sama była już bliska śmiechu, to kto wie, może jednak się uda... Jednak po chwili Eleri musiała się zastanowić, czy I. śmiał się kiedykolwiek i czy w ogóle potrafi... No, ale w końcu musi być jakiś powód, dla którego on jest taki...

Ismay - 2007-04-09 15:33:20

Adde przytaknął panu Rumiankowi. Skoro ma milczeć, to będzie milczał! Zmarszczył brwi i zamknąć usta. Długo jednak nie wytrzymał.
- Hej, I. - uśmiechnął się do półelfa. - Czy ja cię już kiedyś nie widziałem? Może w jakimś porcie... Ale nie mam bardzo dobrej pamięci, więc mogłeś mi wylecieć z głowy.
Coś w I. nie dawało spokoju Adde. Jego tajemniczość, małomówność... a może po prostu te chłodne zobojętnienie dla wszystkich? Elf nie wiedział co, ale chciał mu jakoś pomóc.
- To może zrobimy tak... - odezwał się nagle. - Jeśli ja nic nie powiem przez całą drogę do pana Helmuta, to ty wreszcie się odezwiesz, hm? Miło by było, I.

Selene - 2007-04-10 11:23:11

I. Mou
I. spojrzał chłodno na Adde. O co mu chodzi? Gdyby kiedyś spotkał tak... żwawą osobę, na pewno na długo by to zapamiętał.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedyś cię widział - rzekł obojętnie.
Jednak, kiedy elf, choć obiecał milczenie, dalej nie przerywał mówienia, I. wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie wiem, czy chcę opowiadać o sobie komuś, kogo poznałem dziesięć minut temu - zauważył, jednak w jego głosie zabrzmiała lekka ironia.
"A to, że tobie się usta nie zamykają, to nie znaczy, że każdy jest tak samo wygadany" - miał już na końcu języka, ale zamiast tego dodał tylko hmph. Jednak entuzjazm elfa przypominał mu kogoś. Kogoś, o kim I. wolałby zapomnieć...

Arvi - 2007-04-10 13:49:30

Pan Rumianek nie zwracał zbytniej uwagi na "rozmowę" Adde i I. Bardziej przejmował się złotymi, lśniącymi monetami w sakiewce. Nigdy nie uważał siebie za kogoś, kto goni za pieniędzmi, ale zawsze mawiał "dobrego nigdy za wiele". I to było jego mottem życiowym.
Nie chciał teraz marnować porcji ziela, więc zaczął sobie podśpiewywać swoim zwyczajem pod nosem. Przy drugiej zwrotce, gdy zaczął się już rozkręcać, zobaczył znajomy spiralny kształt schodów, które prowadziły, zdawało by się, prosto w ziemię. Gdy podeszli bliżej, ich oczom ukazał się mały obskurny domek z zadymionym niskim kominem i wiele razy reperowanym dachem, tak różny od schludnych domów w tej dzielnicy. Schody były tuż pod drzwiami chatki.
- Jesteśmy na miejscu! - rzekł pan Rumianek. - Uważajcie na tych schodach, są wysokie. Adde, lepiej się schyl, bo jeszcze wrócisz skrócony o głowę...
I pan Rumianek wkroczył pewnie na stopnie.

Selene - 2007-04-11 15:38:25

Eleri
Eleri ucieszyła się, że dotarli już do swojego tymczasowego celu, a jednocześnie wmawiała sobie, że nie będzie to tylko strata czasu. Spojrzała jeszcze kątem oka na Adde, zastanawiając się, jak mu pójdzie zachowanie milczenia. Dość niepewnie wkroczyła na schody, kiedy te jednak nie zaczęły skrzypieć, tudzież wydawać z siebie innych podejrzanych odgłosów, przyspieszyła kroku. Przez cały czas szczerze wątpiła, żeby ów Helmut wiedział cokolwiek na nurtujący ją temat, ale dopóki istniało chociażby najmniejsze prawdopodobieństwo, Eleri musiała to sprawdzić.

Ismay - 2007-04-11 19:03:15

Adde przyjął za punkt honoru milczenie podczas wizyty u Helmuta i z całego serca chciał go dopełnić. Dlatego też przy wejściu na schody nie tylko schylił głowę, ale też zmarszczył brwi i zacisnął usta, co jednak wyglądało na tyle komicznie, że może nawet sam I. nie wytrzymałby i roześmiałby się. Niestety I. szedł za Adde, toteż nie mógł zobaczyć wyrazu twarzy elfa.
W miarę schodzenia wgłąb ogarniał ich coraz to gęstszy mrok. Adde z natury nie bał się ciemności, ale nie znosił stworzeń buszujących pod osłoną mroku, a konkretniej - wielkich, tłustych, wyliniałych szczurów.
A właśnie usłyszał z dołu znienawidzone popiskiwanie. Albo tylko mu się wydawało? Nie, jeszcze jeden pisk... Adde otworzył szeroko i z przerażeniem swe jasne oczy. Był bliski paniki.

Madzik - 2007-04-12 20:47:32

I., widząc, że Adde przystaje, postąpił podobnie, choćby tylko po to, żeby się z nim nie zderzyć.
- Co jest? - spytał unosząc brew, gdyż, jak mógł dostrzec ponad ramieniem elfa, pan Rumianek i Eleri idą dalej, nie przejawiając jakichkolwiek oznak niepokoju (no, może nie do końca), jak to było w przypadku Adde. Kiedy ogarniający mrok zaczął napierać już w bardzo nieprzyjemny sposób na oczy, I. sięgnął do kieszeni i wyjął z niej niezbyt długi patyczek, który po potarciu zaczął jarzyć się słabym światłem. Światłem, które tym jaskrawiej uwydatniło wyraz przerażenia na twarzy elfa. Zaskoczony I. rozejrzał się, ale nie dostrzegł niczego, co byłoby warte strachu.

Arvi - 2007-04-13 18:22:59

Pan Rumianek już w parę sekund po wejściu na schody żałował, że nie wziął ze sobą jakiejś podręcznej pochodni. Ale nie było już sensu się wracać, przecież to tylko chwila w ciemności, a schody choć strome, to pewne. Ewentualnie jak coś zauważy, to będzie ostrzegał towarzyszy za sobą. Szli w kolumnie: pan Rumianek jako najbardziej doświadczony na przedzie, za nim Eleri, potem Adde a na końcu I.
Pan Rumianek ostrożnie schodził w dół, badając stopą najpierw każdy stopień. Nagle przed oczami, dwa stopnie w dół, mignęła mu jakaś mała sylwetka. A może mu się wydawało?... Niziołek zignorował to i wciąż schodził. No, jeszcze minutka i już będą u starego Helmuta Pierwszego Chciwego, jak go często nazywano na mieście, a o czym pan Rumianek nie wspomniał swym towarzyszom.

Selene - 2007-04-13 19:14:43

Eleri obejrzała się przez ramię, widząc kątem oka słabe światło. I. i Adde zostali dość daleko w tyle, chciała jakoś zatrzymać pana Rumianka, żeby sprawdzić, co się dzieje. Na niej również cały ten korytarz nie robił najlepszego wrażenia. Czyżby rzeczywiście było tu jakieś paskudztwo? Dziewczyna wzdrygneła  się mimowolnie na myśl o czymkolwiek czającym się w tych ciemnościach.
- Daleko jeszcze, panie Rumianku? - spytała, wciąż oglądając się, a kiedy ani I., ani Adde się nie ruszył, sięgnęła do rękojeści miecza, jednak nie słyszała żadnych odgłosów walki. Tylko ciche popiskiwanie... jakiegoś gryzonia. Nastawiła uszu, niezbyt wyraźnie, ale zawsze, słysząc skrobanie maleńkich pazurków po kamiennych schodach.

Ismay - 2007-04-13 19:26:33

Adde obejrzał się na I. Do jego wrażliwych uszu znów dobiegł pisk i chrobot.
- One tam są! - szepnął z przerażeniem do I. - Są tam i czekają! Wracajmy, wracajmy jak najprędzej! ONE CZEKAJą NA MNIE! - syknął i wpadł w panikę.
W tej chwili Adde myślał o jednym: jak najszybciej i jak najdalej uciec od tych małych, przebrzydłych, okropnych stworzeń. Trwoga w jego oczach sprawiała, że elf wyglądał na biedne, zagubione i przerażone dziecko. Które zaraz oszaleje ze strachu.

Madzik - 2007-04-13 19:36:57

I. rozejrzał się raz jeszcze. Nic.
- Oszalałeś? Tu nic nie ma - rzucił do Adde lekko przestraszony, że ten na prawdę ma jakieś przywidzenia. Ale wtedy i on to zobaczył. Niewyraźny cień, przemieszczająca się szybko niewielka wyrwa w świetle, którego źródło trzymał w ręku. Zmrużył podejrzliwie oczy, a po chwili i do jego uszu dotarł pisk. Ale do oszołomionego umysłu nie chciało wcale dotrzeć co to znaczy. Szczur... Tyle krzyku o jednego szczura... Spojrzał uważnie na Adde, a jego oczy otwarły się szeroko ze zdumienia, kiedy zupełnie nie poznał tego - zwykle przecież tryskającego entuzjazmem - elfa, któremu najwidoczniej głos uwiązł w gardle, wcale nie z powodu obietnicy danej panu Rumiankowi.  I. pomyślal przez chwilę, że Adde mógł dostać jakiegoś ataku, czy coś...
- Eee... Dobrze się czujesz?...

Arvi - 2007-04-13 21:24:44

Pan Rumianek wreszcie wszedł do słabo oświetlonej izby. Nie była duża, na przeciwległych ścianach, po lewej i prawej stronie, płonęły pochodnie, rzucając migotliwy blask na pomieszczenie. W rogu stało zaśmiecone mnóstwem papierów biurko, a nad dokumentami schylał łysinę sam Helmut. Pod ścianą przebiegł dość spory, brązowy szczur. Cóż, Helmut nigdy nie był porządnisiem.
- Helmut, jak dobrze cię znów widzieć! - zawołał pan Rumianek i zorientował się, że nie ma z nim ani Eleri, ani Adde ani też I.
- Rumianek? - Helmut odwrócił się i wstał. - Co ty tu robisz, stary draniu!
- Helmut, o czym ty mówisz? - próbował załagodzić sytuację pan Rumianek. - Przyszedłem z przyjacielską prośbą...
Helmut podszedł do pana Rumianka, byli tego samego wzrostu. Twarz Helmuta, z natury rumiana, teraz jeszcze bardziej poczerwieniała ze złości.
- Prośba? - rzekł. - Dobrze wiesz, jakie ja prośby przyjmuję i tak samo zdajesz sobie sprawę ze swojego długu za poprzednia prośbę! Oddawaj pieniądze, Rumianku!
- Tak się składa, że mam tu cały dług i jeszcze trochę - zaczął sprytnie pan Rumianek, wyciągnął sakiewkę zza pazuchy i potrząsnął nią. Rozległ się brzęk monet. - Powinieneś się lepiej odnosić do klientów, Helmucie. Gdzie sie podziała twoja uprzejmość?

Selene - 2007-04-13 21:36:13

Eleri stała rozdarta, nie mogąc się zdecydować, w którą stronę się zwrócić. Pan Rumianek też w końcu zniknął jej z oczu, więc ostatecznie ruszyła w górę, w stronę I. i Adde, poruszając się najszybciej, jak mogła w ciemności i to jeszcze po stromych schodach. Widok, jaki zastała, podchodząc, bynajmniej ją zaskoczył. Adde stał jak sparaliżowany, a I. z równie szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w elfa. Dziewczyna stanęła jak wryta, gdyż, mimo że znali się ledwie kilka chwil, myślała, że obu zna na wylot i nie wyobrażała sobie, co mogłoby doprowadzić ich do takiego stanu: Adde - do przerażenia, a I. - do porzucenia tej zimnej i obojętnej jak granit maski. Zatrzymała się poza słabym kręgiem świata, rzucanym przez gałązkę w ręku półelfa, żeby rozpoznać się nieco w sytuacji.

Ismay - 2007-04-13 21:46:57

Adde w swoim lęku nawet nie zauważył, że w końcu udało mu się zmienić wyraz twarzy I.
- Znowu słyszałem... Są coraz bliżej! - szepnął ochryple Adde. - I., proszę cię, chodźmy stąd! Szybko!
Adde chwycił I. za rękę i pociągnął za sobą. Najwyraźniej bardzo u się spieszyło na zewnątrz.

Madzik - 2007-04-13 22:00:41

I. zamrugał niepewien do końca, co się wlaściwie dzieje, ale poczuł uścisk na swojej ręce i w pierwszym impulsie chciał ją wyrwać, lecz po chwili zdał sobie sprawę i z tego, że elf rozpaczliwie chce się stąd wydostać, a przy okazji ciągnie go za sobą.
- Uspokój się! - rzucił ostro, strzelając mu palcami przed nosem, głównie po to, by skupić uwagę Adde oraz odciągnąć jego rozbiegane myśli od tego nieszczęsnego gryzonia. Zastanawiał się właśnie czy jest sens w ogóle targać elfa na siłę do siedziby owego Helmuta, czy lepiej zaczekać na zewnątrz, aż pan Rumianek wróci z informacjami... Zdał sobie sprawę z jeszcze czyjejś obecności, tym razem to musiał być człowiek. Rozejrzał się ukradkiem, mając jednocześnie nadzieję, że Adde nie zacznie znowu wariować i wtedy dostrzegł parę ciemnych oczu, błyszczących w słabym świetle odrobinę tylko niżej niż jego własnych. I. odetchnął z ulgą. To tylko Eleri... Ale skoro i ona jest tutaj, to oznacza, że pan Rumianek poszedł sam do swojego znajomego. Cóż... zważywszy, że to może potrwać dość długo, może rzeczywiście powinni stąd wyjść?

Arvi - 2007-04-14 15:18:45

Pan Rumianek nieco zaniepokoił się brakiem swych towarzyszy, ale pomyślał, że może Adde zatęsknił już za słońcem i wyszedł za dwór, ciągnąc innych za sobą.  Jednak w tej chwili nie miał zbytnio czasu ani głowy do myślenia o takich rzeczach: musiał przekonać Helmuta, by wyjawił mu informacje o tej dziewczynie, a było to nie łatwe zadanie. Potrzebna była nieprzeciętna umiejętność blefowania.
- Helmucie - rzekł poufnym tonem pan Rumianek i rozejrzał się, czy aby nikt nie podsłuchuje. - Czy nie słyszałeś gdzieś przypadkiem o niejakiej Seanit? Wiem,  że twój słuch nie ma sobie równych, pewnie coś zauważyłeś, hm?
- Rumianku, najpierw pokaż dług - rzekł zdecydowanie Helmut. - Nie dam się znów nabrać.
Pan Rumianek podszedł do zagraconego biurka,  spokojnie rozsupłał sznurek i wysypał prawie całą zawartość sakiewki na blat. Monety lśniły złotem, a Helmut spojrzał na nie łapczywym wzrokiem.
- Wystarczy na pokrycie długu, prawda? - spytał obojętnie pan Rumianek.
- Potrzebuję sześćdziesięciu sztuk... Chyba masz tam nawet więcej, co? - zarechotał Helmut.
- Najpierw powiedz mi, co wiesz o Seanit. - upierał się pan Rumianek. - O kwocie porozmawiamy później. Jestem przecież twoim zaufanym klientem, prawda, Helmucie? Nie każ mi przypominać o wszystkich moich zasługach dla ciebie, Helmucie.
- Właściwie... mogę ci powiedzieć - Helmut miękł na widok pieniędzy i pod wpływem elokwencji Rumianka. - Seanit... To dość rzadkie imię i zapamiętałem, jak ktoś przypadkiem coś powiedział przy pokaźnej szklanicy miodu...

Selene - 2007-04-14 15:34:58

Eleri nie za bardzo wiedziała, co się dzieje. Nic nie wskazywało na to, że sytuacja była niebezpieczna, ale I. był wyraźnie zdenerwowany, nie mówiąc już o biednym Adde.
- Wszystko w porządku? - spytała w końcu, podchodząc do kręgu światła. I. najwyraźniej zauważył ją wcześniej, gdyż nie zdradził żadnych oznak zaskoczenia. Dziewczyna rozejrzała sie uważnie, starając się przebić wzrokiem otaczającą ich ciemność. Jednak nie miała pojęcia o czym mógł mówić Adde... Jednak Eleri przeszedł dreszcz. Ostatecznie Adde był elfem, mógł dostrzec więcej niż ona... Jeśli tu rzeczywiście coś było?

Ismay - 2007-04-14 16:29:23

Adde biegł po schodach, aż wreszcie znalazł się na zewnątrz. Natychmiast odszedł jeszcze parę metrów od wejścia, wpatrując się ze strachem w schody, jakby jakiś szczur miał się na nich pojawić. Dopiero teraz było widać, że cały się trząsł. Oddychał ciężko i z pośpiechem, jego serce biło z zawrotną szybkością.
Jego ręka wciąż spoczywała na dłoni I., a Adde nie był tego zupełnie świadomy.
Adde osunął sie wycieńczony na ziemię.

Madzik - 2007-04-14 20:34:35

I. spojrzał na wykończonego Adde. Dopiero wtedy dotarło do niego, co się właściwie stało. Wyswobodził dłoń z jego uścisku, po czym schylił się, wciąż nie mając pojęcia co mu konkretnie jest. W każdym razie elf wyglądał okropnie. I. nie potrafił sobie wyobrazić, że jeden głupi szczur doprowadził go do takiego stanu.
- Nic ci nie jest?... - zaczął niepewnie i trochę głupio, gdyż było oczywiste, że coś mu jest. Ale co?
- Wstawaj i nie rób scen - powiedział, starając sie powrócić to swojego zwykłego, suchego i obojętnego tonu.

Arvi - 2007-04-15 14:27:10

Pan Rumianek wyczekiwał z niecierpliwością słów Helmuta, lecz zachowywał się jak wytrawny pokerzysta, nie dając żadnych oznak zdenerwowania.
- Niedawno słyszałem, że kobieta o imieniu Seanit przebywała w pewnym mieście na wschodzie, nad rzeką Lumia - wyszeptał Helmut. - To miasto to Mysthaer. Kojarzysz, Rumianku?
- Oczywiście, że kojarzę - rzekł pan Rumianek. - Jedno z najbardziej pijackich i niebezpiecznych w całej krainie. Po co by tam miała jechać?
- Ech, Rumianku, chyba mi się potem uszy zatkały, bo nic więcej nie usłyszałem - powiedział Helmut. - Chociaż znam jeden taki niezawodny sposób na ich odetkanie...
Pan Rumianek bez słowa wysypał do końca monety z sakiewki.
- Ach, faktycznie, mówili potem coś więcej...
- Co, Helmucie? - spytał spokojnie pan Rumianek.
- Chyba coś o Seanit. - stwierdził Helmut.
Pan Rumianek wyciągnął zza pazuchy kolejny woreczek, tym razem z jego zapasem zioła fajkowego.
- Ależ Rumianku, ziołem czuć od tego na milę! A ja zioła jako zapłaty nie przyjmuję, nie pamiętasz?
- Helmucie, czy myślisz, że dawałbym ci zioło? - zaśmiał się pan Rumianek. - Monety są tam ukryte. Całkiem spora sumka... Oczywiście zioło mogę ci podarować w prezencie, Helmucie. Co ty na to?
I potrząsnął sakiewką, z której dobył się stłumiony brzęk metalu.
- Rumianku, jako mojemu najlepszemu klientowi - zaczął Helmut, patrząc chciwie na woreczek - mogę powiedzieć, że ścigają ją zawodowcy. Nie wiem, co takiego przeskrobała, ale to banda Orochiqaru.
Pan Rumianek wzdrygnął się w sobie. Orochiqaru znany był jako najgorszy przestępca w całej krainie.
- Helmucie, dziękuję za te informacje - uśmiechnął się pan Rumianek i podał Helmutowi sakiewkę. - Pozwól, że cię uściskam, stary druhu!
Po serdecznym uścisku i pożegnaniu, pan Rumianek opuścił mieszkanie Helmuta z nową, pełną brzęczących pieniędzy sakiewką ukrytą pod kubrakiem. W końcu pan Rumianek to mistrz w swoim fachu.

Ismay - 2007-04-15 14:47:56

Adde zacisnął powieki, by nie płakać. Szczury to był jego definitywnie najsłabszy punkt. Opanował łzy, ale nie mógł ciągle poradzić sobie z drżeniem.
- Ja... Wybacz, I., jeśli ci sprawiłem kłopoty - wyjąkał cicho po chwili. - Jak widzę, słyszę czy czuję te... t-to nie mogę już zapanować nad sobą... Wtedy strach zwycięża nad wszystkim innym... - tłumaczył się jakby z odrazą do samego siebie, do swoich lęków. Adde zwyczajnie wstydził się tego, że boi się szczurów, a jeśli ktoś był świadkiem jego "ataku przerażenia", sam Adde nie mógł znieść tego wstydu.

Madzik - 2007-04-15 15:00:41

I. nie za bardzo wiedział, co w tej sytuacji powiedzieć, więc tylko wyprostował się, wydając z siebie jedno ze swoich "hmph"
- Tutaj już nie ma żadnego szczura, więc weź się w garść - odezwał się cicho po dłuższej chwili. Nigdy się nie spodziewał ile spustoszenia może poczynić zwykły strach. Obejrzał się w stronę schodów, wypatrując jakichkolwiek śladów Eleri, pana Rumianka czy chociażby tych nieszczęsnych gryzoni. "Ile to ma jeszcze trwać?!" - półelf zniecierpliwił się nieco. Mial dość tego miasta...

Arvi - 2007-04-15 15:15:07

Pan Rumianek w pogodnym nastroju szedł po schodach. Jednak w połowie drogi spotkał Eleri z takim wyrazem twarzy, jakby się czegoś bała.
- Co się dzieje? - spytał z troską pan Rumianek.
- Adde... - powiedziała tylko cicho po chwili.
- Adde? - pan Rumianek zmarszczył brwi, wyprzedził Eleri i jak najszybciej na swych krótkich nogach wybiegł na zewnątrz.
Gdy zobaczył Adde na kolanach ze zwieszoną głową tak, że jasne włosy zakrywały jego oczy, pan Rumianek przeraził się nie na żarty.
- Adde, wstań - rzekł pan Rumianek, udając rześki ton głosu. - Wszystko załatwione, nie czas na odpoczynek, mój chłopcze.
Adde wstał, ale włosy ciągle zakrywały część twarzy. Nie odezwał się ani słowem i odwrócił się trochę.
- I., co się stało? - zapytał trwożnie półelfa.

Selene - 2007-04-15 15:23:08

Eleri podążyła za panem Rumiankiem, tak szybko, jak pozwalał jej na to przewodnik. Bała się, że stało się coś złego. I to przez nią... Ostatecznie to z jej powodu Adde w ogóle tutaj przyszedł... Kiedy ona i pan Rumianek wydostali się, potwierdziły się najgorsze obawy dziewczyny. No moze nie te najgorsze, gdyż elf bardziej był żywy niz martwy. Słysząc pytanie pana Rumianka i ona przeniosła wzrok na I., który zdołał już najwyraźniej przywołać na twarz obojętny wyraz. Z tego zdenerwowania zapomniała zupełnie o Seanit i informacjach jakie pa Rumianek zdobył, lub też nie.

Ismay - 2007-04-15 15:31:45

Już tylko dłonie Adde się nieznacznie trzęsły. Stał bokiem do pana Rumianka oraz Eleri i tyłem do I. Elf przywołał na twarz lekki uśmiech.
- Nic się nie stało - rzekł beztrosko i odgarnął trochę kosmyków z czoła. - Po prostu wolałem wyjść i dotrzymać obietnicy niż zejść i zacząć gadać w obecności pana Helmuta. Byłbym wtedy niesłowny, prawda? Panie Rumianku, idziemy wreszcie? Już mi się znudziło to miasto. Chodźmy!
Odwrócił się i, z rękami w kieszeniach i wpatrując się w ziemię, ruszył w stronę mniej więcej granicy miasta.

Madzik - 2007-04-15 15:49:52

I. zrazu nie ruszył się z miejsca. Nie mógł widzieć wyrazu twarzy Adde, ale oczywiste dla niego było, że elf udaje. Nie wiadomo, kiedy naprawdę się otrząśnie... Było rzeczą wręcz nieprawdopodobną, żeby pan Rumianek i Eleri uwierzyli w te słowa, ale było już za późno. Zrównał się krokim z elfem.
- Nie umiesz kłamać, Adde - szepnął, stwierdzając z zaskoczeniem, że tak starannie pielęgnowany od mniej więcej dziesiątego roku życia chłód w jego głosie zniknął. Jednak w mówieniu nigdy nie był dobry. - To przykre, że trzeba grać, żeby nikogo nie martwić, nieprawdaż? - dodał, starając się żeby to zabrzmiało ogólnie. Zacisnął dłonie w pięści, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego właściwie to powiedział. Czyż nie obiecał sobie, że zapomni o przeszłości i przestanie przejmować się czymkolwiek? Westchnął cicho. Szczerze wątpił, żeby to, co powiedział zmieniło cokolwiek.

Arvi - 2007-04-15 17:44:48

Pan Rumianek nie wyzbył się troski o Adde, ale trochę się uspokoił.
- Idziemy do Mysthaer, czyli na wschód - rzekł pan Rumianek dość głośno, by idący z przodu Adde i I. również go usłyszeli. - Sądzę jednak, że powinniśmy się trochę spieszyć, więc najlepiej wstąpimy tylko do sklepu po prowiant i ruszamy szybkim marszem. Pieniądze będę trzymał przy sobie, bo wiecie, tak bezpieczniej dla pieniędzy.
Nie mówił, że Seanit jest ścigana, nie chciał martwić szczególnie Eleri. Może później powie I., który wydawał się być rozsądny. Pan Rumianek miał pewne podejrzenia co do bandy Orochiqaru, ale miał nadzieję, że się nie potwierdzą, bo wyprawa stała by się niebezpieczna.

Selene - 2007-04-15 18:24:57

Eleri spojrzała uważnie po kolei na swoich towarzyszy (podróży). Niejasno wiedziała, że każdy z nich coś ukrywa. Ale ostatecznie, czego miałaby się spodziewać. Zapewne nie dotyczyło to ani jej sprawy, ani niej samej... Jednak poczuła pewną ulgę, będąc znów w drodze, wydawało się też, że z Adde wszystko w porządku. Dziewczyna podążyła w kierunku wskazanym przez pana Rumianka, po chwili jednak znów ogarnęła ją niepewność. Czy ją tam znajdą? Co w ogóle usłyszał pan Rumianek? No... ale skoro idą do konkretnego miejsca, to chyba musi być jakaś pewność.

Ismay - 2007-04-15 18:41:36

Adde spochmurniał. Cieszyło go, że I. się do niego odzywa, ale co czuje? Pewnie gardzi nim, bo kto normalny tak panicznie boi się głupich gryzoni? "... trzeba grać, żeby nikogo nie martwić", powiedział. Może teraz też udaje? Z I. jest dość dziwny gość, elf nie mógł go na razie rozgryźć.
- Wiesz, najlepiej po prostu zapomnij o dzisiejszym incydencie - powiedział cicho Adde. - Byłbym wdzięczny, gdybyś to wymazał z pamięci i... nikomu o tym nie mówił. Możemy, choćby na czas wyprawy, zawrzeć układ: ty nie będziesz wspominał o... szczurach, a ja... ja mogę siedzieć cicho. Naprawdę nie chcę, by ktoś wiedział o mojej słabości... - wyszeptał na końcu Adde, ciągle wpatrując się w ziemię.
Miał głęboką nadzieję, że I. nie wyjawi jego sekretu. Ostatecznie w ogóle rzadko mówił, więc nadzieja Adde była nawet uzasadniona. Westchnął cicho zdenerwowany.

Madzik - 2007-04-15 19:00:18

I. również westchnął. Własciwie zaczął żałować, ze w ogóle się odezwał, gdyż wyglądało na to, że to rzeczywiście nic nie dało.
- W porządku - rzucił krótko, tym razem już nie zadając sobie zbytniego trudu, skoro takie miały być efekty. Właściwie nie było nawet sensu nikomu o tym wspominać, ale I. wiedział, że fakt, że ktoś zna ów sekret - choć dla elfa kłopotliwy i upokarzający - może kiedyś uratować życie Adde, lub kogokolwiek. Jednak ogólnie rzecz biorąc nie mógł się mu dziwić.
Półelf spojrzał kątem oka na przygnębionego Adde i w pierwszej chwili chciał powiedzieć coś jeszcze, ale natychmiast przypomniał sobie, że skutki mogą być gorsze, niż gdyby milczał. Spojrzał przez ramię, żeby zobaczyć, co z resztą, widząc jednak, że idą za nimi, ponownie stracił zainteresowanie czymkolwiek.

Arvi - 2007-04-15 19:22:18

Pan Rumianek rozglądał się za jakimś sklepem, aż wreszcie dostrzegł dość dobry w bocznej uliczce.
- Idę po prowiant - oznajmił pan Rumianek. - Za dwie sekundy wracam!
Ruszył do sklepu i zabrał spory bukłak, zapas suszonego mięsa, woreczek ziela oraz małą buteleczkę rumu i zapłacił połową monet. Wrócił do swych towarzyszy i wpakował prowiant do jedynego plecaka należącego do I.
- No, to teraz możemy wyruszać! - powiedział dziarsko.

Madzik - 2007-04-16 15:34:35

Eleri nie wiedziała już co myśleć, więc odmówiła sobie tego luksusu, zupełnie mechanicznie podążając za resztą. Jej głowie kołatały się wciąż te same pytania i wątpliwości, ale umiejętnie je ignorowała. Teraz, będąc znów w drodze, w dodatku dążąc do konkretnego celu, przynajmniej na razie dziewczyna nie musiała się zastanawiać, czy znów popełnia błąd, czy też to jest właściwe. Pozostawało tylko... mieć nadzieję.
- Seanit tam będzie, panie Rumianku? - nie wytrzymała w końcu, chcąc sie dowiedzieć, co właściwie usłyszał, chociaż starała się nie wątpić w fakt, że znajdą tam Seanit.

Ismay - 2007-04-16 22:32:32

Adde odetchnął lekko z ulgą i popatrzył z wdzięcznością na I. i uśmiechnął się nieco. Zwrócił spokojnie wzrok na pogodne niebo.
- Dziękuję -szepnął bezdźwięcznie.
Adde wiedział, że może liczyć na I. w każdej sytuacji. Odzyskał już nawet w jakimś stopniu humor i wesołe iskierki w swych jasnych, rozmarzonych oczach. Nie martwił się teraz o nic, bo miał wokół siebie przyjaciół. A to się dla Adde liczyło najbardziej.
- Słuchaj, I. - zaczął nieśmiało Adde. - Może jest coś, w czym mogę ci od razu pomóc? Nie chcę być niewdzięczny... Właściwie jesteś pierwszym, który tak długo ze mną wytrzymał i w dodatku wie o mnie... wszystko to, czego inni nie wiedzą - Uśmiechnął się Adde niewinnie. - Ja muszę po prostu coś dla ciebie zrobić, I., bo moje sumienie nie da mi spokoju.
Adde naprawdę nie chciał przesadzać czy używać zbyt wielu słów; ograniczał się w mówieniu, jak mógł. Adde naprawdę z całej siły starał się być takim, jak I. chciał.

Madzik - 2007-04-16 22:53:49

I. z trudem przyznał się przed samym sobą, ale poczuł coś w rodzaju ulgi, że Adde już jako tako przeszło. Być może odpowiedziałby coś na tak gorliwe zapewnienia odwdzięczenia się, choć półelf nie mógł nawet pojąć za co, ale czuł, że wyczerpał już swój dzisiejszy limit.
- Nie ma sprawy - mruknął tylko, po raz pierwszy postawiony w takiej sytuacji. Uśmiechnął się lekko, prawie nieświadomie, jakby odruchowo. Jednak zaraz, kiedy zdał sobie z tego sprawę odwrócił wzrok, wbijając go w ziemię.

Arvi - 2007-04-17 18:08:26

Wyszli już z miasta, a słońce stało na około popołudniowych godzinach. Pan Rumianek nie miał dobrego zdania o miejskich karczmach, więc ustalono, że Adde ewentualnie z pomocą I. upoluje im obiad. Pan Rumianek specjalnie przydzielił to zadanie elfowi, bo wiedział, że to poprawi mu humor. Zatrzymali się na dość obszernej polance niedaleko miasta i pan Rumianek wezwał I. na słówko. Odeszli od innych na parę metrów.
- I., muszę ci coś powiedzieć - zaczął pan Rumianek. - Ta wyprawa wydaje się nie być już taka bezpieczna... Seanit ściga banda Orochiqaru. Nie mam pojęcia, co ta dziewczyna zrobiła, ale jest to faktem. W dodatku zasięgnąłem nieco języka w tym sklepie. Sprzedawca powiedział, że ostatnio widywał tutaj dwóch podejrzanych typków. W mieście szeptano po kątach, że to część Akaćwoków... - Pan Rumianek odchrząknął ze zdenerwowaniem. - Ci dwaj to prawdopodobnie niejaki Łasic i Szczur, chyba najgorsi z całej szajki... Mnie to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, ale martwię się o Adde i Eleri.

Selene - 2007-04-17 21:04:04

Eleri spoglądała na oddalających się pana Rumianka i I., czując, że staje się to coraz bardziej podejrzane. Cóż, I. na pewno nic jej nie powie. Ale dlaczego? Dlaczego to ona nigdy nic nie wie? Wtedy dziewczynę uderzyło, jaka jest bezradna. Przysiadła na trawie, skubiąc źdźbła ze zdenerwowania. Zacisnęła zęby, przyrzekając sobie, że się nie odezwie. Nie chciała się wyżywać na Adde. Czy naprawdę jest tak słaba, że wszyscy muszą traktować ją jak dziecko?!

Ismay - 2007-04-19 20:59:11

Adde już prawie całkiem odzyskał humor. Wyciągnął swój ręcznie robiony łuk i strzały oraz procę i właśnie kompletował odpowiednie kamienie. Podśpiewywał sobie przy tym wesoło i gwizdał co jakiś czas, naśladując odgłosy leśnych ptaków. Nie myślał w tej chwili nawet o I. czy o całej wyprawie, rozkoszował się świeżym powietrzem.

Madzik - 2007-04-20 16:52:50

I. milczal przez chwilę, nie wiedząc, na ile wiarygodne są wiadomości, zasięgnięte przez pana Rumianka
- Łasic i Szczur, tak?... Świetnie... - odezwał się cicho. Jeśli tak rzeczywiście było, to mieli powody do niepokoju. Wlasciwie I. nie słyszał o Akaćwokach wcale więcej niż przeciętny mieszkaniec tej krainy, jednak to wystarczyło aż nadto. Jedno tylko było pewne: na odwrót już zdecydowanie za późno. Zresztą półelf nie miał nawet zamiaru się wycofywać. Nie czuł lęku.
- Jeśli staniemy z nimi twarzą w twarz, zaczniemy się tym przejmować - dodał obojętnie.

Arvi - 2007-04-20 19:09:08

Pan Rumianek niejako ucieszył się, że I. nie rezygnuje. Teraz mają tylko na głowie bezpieczeństwo Adde i Eleri. Eleri jest tu na własne życzenie, zresztą to wszystko za jej sprawą, ale Adde... Ten chłopiec nie powinien się pakować w takie kłopoty, pomyślał z troską pan Rumianek.
- Dobrze, idźcie już zapolować - zawołał pan Rumianek w stronę Adde. - Adde, liczę na ciebie, bo już zrobiłem się głodny!
Starał się mówić dziarsko. Postanowił porozmawiać z Adde dopiero po posiłku.

Ismay - 2007-04-22 20:22:56

Adde uśmiechnął się szeroko do pana Rumianka.
- Postaram się, panie Rumianku! - zawołał. - Przyniosę tyle, ile zdołam unieść!
Zatknął procę za pas, wygładzony łuk i strzały zawiesił na plecach. Odetchnął głęboko, roześmiał się do siebie i zwrócił do Eleri:
- Może pani już rozpalić ogień pod mięso, bo szybko wrócę - powiedział wesoło i uśmiechnął się do niej zniewalająco.
Krzyknął wszystkim na pożegnanie i ruszył w stronę lasu, rozglądając się na gałęzie drzew.
Wrócił rzeczywiście szybko z paroma królikami, promieniujący wręcz dumą i szczęściem. Zjedli chętnie i położyli się spać na miękkich posłaniach z liści, a każdy śnił inny sen. Adde śnił akurat, że w drzewie, pod którym spał, jest wielka nora, a w niej świeci para paciorkowych oczu. Elf często sie przewracał i jęczał przez koszmar.
Nazajutrz Adde obudził się nieco zmęczony, ale na szczęście nie pamiętał swego snu. Porozmawiał chwilę ze słońcem, wiewiórką na drzewie i głośnym gwizdaniem obudził resztę towarzyszy.
- Już nowy dzień! - zawołał rześko, jednocześnie biegnąc wkoło polanki. - Pora wstawać i ruszać w drogę!

Madzik - 2007-04-22 21:00:04

Słysząc radosny okrzyk, I. wstał prawie natychmiast. Nie czuł zmęczenia, chociaż niemalże całą noc nie zmrużył oka, dręczony przez niepokój niewiadomego pochodzenia. I nadal, chociaż wyraźnie odczuwalne było ciepło wstającego dnia, ten niepokój nie zniknął. Półelf wstając, nakazał sobie zignorować to uczucie, skądkolwiek by się nie wzięło. Spojrzał kątem oka na biegającego elfa, wyglądało na to, że pan Rumianek o niczym mu nie powiedział. I. sam nie wiedział czy to dobrze, czy źle. Może i lepiej, jeśli ma go uchronić od niepotrzebnej paniki. Gorzej jeśli faktycznie mieli spotkać tych Akaćwoków... Chociaż I. nie wydawało się, żeby sam fakt, że byli w pobliżu stawał się dla nich niebezpieczny. Mimo wszystko powinni mieć się na baczności. Tak sobie I. niewesoło rozmyslał, jedynie podświadomie zdając sobie sprawę, że prawdziwym tłem owych rozmyślań był właśnie ów radosny elf, któremu przyglądał się już od dłuższej chwili.

Arvi - 2007-04-22 21:29:41

Pan Rumianek zbudził się z ociąganiem i długo przecierał oczy. Wreszcie oprzytomniał i na widok Adde natychmiast spochmurniał.
- Adde, chodź tu tylko, mój chłopcze - rzekł dosyć spokojnie, a jak uśmiechnięty Adde przyszedł, rzekł: - Musimy porozmawiać, Adde. Muszę ci coś powiedzieć o tej wyprawie... Chodzi... chodzi o Akaćwoków - rzekł przyciszonym tonem. - Są bardzo niebezpieczni i dwójka z nich podąża pewnie naszym tropem. Adde, powinieneś zrezygnować i nie narażać się na coś takiego... Łasic i Szczur są chyba najgroźniejsi z Akaćwoków, naprawdę nie chcę, żebyś ich spotkał, mój chłopcze.
Tak, pan Rumianek bardzo martwił sie o zdrowie a może nawet życie Adde.

Selene - 2007-04-23 14:48:59

Eleri z trudem podniosła się i ziewnęła przeciągle, by po chwili opaść z powrotem. Mimo szczerych chęci, zawsze miała problemy z wstawaniem. Tym razem na leżąco przetarła oczy, przekonując zmęczony organizm, że szkoda każdej chwili, a z kolejnymi godzinami ich szansa na znalezienie Seanit tam, gdzie się spodziewają, malała. Jednak te argumenty - tak przekonujące w każdej innej porze dnia - teraz, wobec koniecznosci wstania, wydawaly sie mizerne. W końcu jednak dziewczyna zmusiła się do ponownego otworzenia oczu i podniesienia się. Zauważyła I., nieobecnego chyba duchem - jak zwykle zresztą - oraz pana Rumianka szepczącego coś do Adde. Dziewczyna udała, że tego nie widziała, lecz - mimo, iż nadmiarem bystrości Matka Natura jej nie obdarzyła - wydawało jej się, że tylko ona pozostała w niewiedzy, cokolwiek się nie działo. Jednak Eleri nie wybuchnęła gniewem, pozostala tylko przy samym tym stwierdzeniu. Chyba głównie ze względu na wczesną porę i niewyspanie.
- Żień 'obry... - wydusiła na równi z kolejnym ziewnięciem.

Ismay - 2007-04-23 15:38:53

Adde na dźwięk słowa "szczur" wstrzymał oddech, ale po chwili uśmiechnął się blado.
- Panie Rumianku, chyba pan nie oczekuje, że poddam się ze względu na jakichś Akaćwoków! - rzekł pobłażliwie. - Wyruszyłem, bo chciałem pomóc. Nie zrezygnuję tak szybko, panie Rumianku!
Uśmiechnął się i lekko zmierzwił sobie włosy. Prawdę mówiąc, Adde słyszał ledwie strzępy plotek o Akaćwokach. Wiedział, że są jakąś niebezpieczną bandą, ale w jego przekonaniu nie byli przecież jedyni. Czy to tylko Akaćwoki rabują sklepy, zabijają ludzi i palą lasy? Nie, na pewno nie. Adde więc nie przejmował się nimi zbytnio.
- Idziemy już? - spytał słonecznie towarzyszy podróży. - Czy najpierw chcecie zjeść śniadanie?
Rozglądając się, natrafił na utkwiony w nim wzroki I.
- I.? Chciałeś o coś zapytać? - zaciekawił się beztrosko.

Madzik - 2007-04-24 16:35:23

I. powrócił do rzeczywistości. Napotykając wzrok Adde szybko odwrócił głowę, jednak nie potrafił wytłumaczyć dlaczego tak postępuje. Jak zwykle całą odpowiedź stanowiło, jakże treściwe, 'hmpf'. Pomału zaczął żałować, że w ogóle zgodził się na tą wyprawę i wmawiał sobie, że to tylko ze względu na brak spokoju. Nie miało jednak to znaczenia, gdyż było już za późno na jakąkolwiek decyzję. Mimo wszystko półelfa nie opuszczała myśl " w coś ty się wpakował?...".

Selene - 2007-04-27 17:26:35

Widząc, że nikt nie zwraca na nią większej uwagi, Eleri najchętniej położyłaby się znowu. Ale teraz, kiedy "prawie" (a jak wiemy, 'prawie' robi wielką różnicę) się rozbudziła i trzeba było ruszać w dalszą drogę, rozsądek w końcu wziął górę nad opadającymi powiekami.
- Tak, tak, chodźmy - rzuciła na pytanie Adde. Może, kiedy znów znajdzie sie w drodze, przestanie chcieć jej się spać.
- A tak wlasciwie, jak daleko stąd do Mysthaer?
Dziewczyna martwiła się, że dotrą tam za późno. Nie chciała jednak tego okazywać, więc starała się, żeby jej głos zabrzmiał zdawkowo. poza tym atmosfera była dziwna i wcale o tej dziwności nie stanowiła wczesna poranna pora, gdyż Eleri była chyba jedyną osobą cierpiącą na niedobór snu.

Ismay - 2007-05-03 21:46:45

Adde uśmiechnął się tylko ciepło do I., lekko wzruszył ramionami i zerwał wielkiego dmuchawca.
- Dwa dni spokojnego marszu - poinformował Eleri, bo elf na geografii akurat się znał dość dobrze. Prawdę mówiąc, jedynie to mu wchodziło do głowy. - To idziemy? Śniadanie może zjemy sobie po drodze, hm? Mogę zerwać jakieś owoce... Owoce są całkiem pożywne. I lekkie. A teraz chyba powinniśmy jeść lekkie posiłki, prawda, panie Rumianku? A o resztę się nie martwcie, znam się na lesie, więc mogę iść przodem. Szybsza droga do Mysthaer prowadzi właśnie przez tutejsze lasy. Ach, jeszcze woda... Z tym nie będzie problemu. Moja mama zawsze mówiła, że ja to nawet w kałuży się utopię, bo właściwie pływać nie potrafię, ale wodę znajdę nawet na pustyni...
Przez czas swojego monologu Adde zdążył zrobić z polnych kwiatów i zasuszonych liści całkiem ładny bukiecik. Przewiązał go jeszcze mocnym źdźbłem trawy i spojrzał na swe dzieło z zadowoleniem. Zerknął kątem oka na I., który myślał znowu o czymś, najwyraźniej ponurym. Zatroskał się, ale już po chwili rozchmurzył i podszedł do półelfa. Z dumą i promiennym uśmiechem wyciągnął do niego rękę z wiązanką.
- To po to, żebyś miał przy sobie coś przyjemnego - wytłumaczył. - Wiem, że wyschną, ale na razie możesz sobie na nie patrzeć i myśleć o przyjemnych rzeczach. No, to teraz idziemy!
Nie czekając na reakcję I., otworzył jego dłoń, położył na niej bukiet i odwrócił się do innych, poganiając ich do podróży.

Madzik - 2007-05-04 22:37:39

I. zamrugał zaskoczony, wpatrując się w kwiaty w swojej dłoni, ale jednocześnie jakby ich nie widząc. Czując, że zaciska mu się gardło, półelf zdał sobie sprawę, że ten - chociaż zapewne wynikający z najlepszych intencji - gest, przypomniał mu jednej z najgorszych dni w jego życiu. I. odetchnął głęboko i zacisnął nieświadomie palce na wiązance. Z nadludzkim prawie wysiłkiem usiłował nie pokazać nic po sobie, gdyż Adde w końcu chciał jak najlepiej. I. nie zadawał sobie nawet pytania, dlaczego go to - dla odmiany - obchodzi - po prostu go obchodziło...

Arvi - 2007-05-05 17:47:52

- Racja - przyznał pan Rumianek. - Zbierajmy się, zbierajmy, dzieci. Jeśli chcemy dotrzeć do tego Mysthaer w dwa dni, to musimy iść, a nie leżeć!
Pan Rumianek zawołał do Adde, by już wyszedł na przód i zbadał okolicę. Sam pan Rumianek był pełen wigoru i już zaczął nie do końca rozbudzonej Eleri opowiadać o swej wyprawie w dzikie ostępy puszczy w głębi kraju, podczas której niemal stracił wszystkie palce u lewej dłoni.
Wreszcie ruszyli. Adde przybiegł, by powiedzieć panu Rumiankowi, że droga wolna i woda też pewnie jest niedaleko. Pan Rumianek wyciągnął fajkę, nabił ją do połowy zielem i zapalił. Wciągnął do ust dym i rzekł:
- No, moje dzieci, przygoda już na dobre się rozpoczęła.

Selene - 2007-05-05 18:10:32

Dziewczyna bardzo się starała nadążyć za opowiadaniem pana Rumianka, ale niestety na niewiele się to zdało. Słońce stało już wysoko, a Eleri po raz któryś pocierała powieki, próbując zetrzeć z nich resztki snu. Pomogło - przynajmniej trochę. Znów górę nad jej senną naturą wzięło poczucie obowiązku i - wreszcie - adrenalina. Dziewczyna uśmiechnęła się, dając upust powoli - bardzo powoli - ogarniającej ją energii. Przymrużyła oczy, czując lekki wiatr na twarzy, co już do reszty przegnało jej senność. Po chwili jednak przyjemny skądinąd nastrój przerwało przeczucie. Bardzo niemiłe przeczucie. Ponieważ jednak podobne przeczucia, nie miały w zwyczaju się sprawdzać choć w najmniejszym stopniu, Eleri zignorowała ten niepokój. No, może tylko co chwilę spoglądała przez ramię, jakby coś miało na nich wyskoczyć spomiędzy drzew. Jednak, kiedy okolica była równie spokojna, jak przed minutą, Eleri klepnęła się lekko w czoło. Niby kto i dlaczego miałby ich śledzić? Przecież i tak nie mieli ze sobą nic, co mogłoby skusić potencjalnego złodzieja, a... No właśnie. A co z tym "czymś", którego nikt nie chciał jej powiedzieć? Jeśli to miało ściągnąć na nich niebezpieczeństwo, Eleri wolałaby o tym wiedzieć.
- Piękny dzień, prawda? - zaczęła beztrosko - Mam nadzieję, że jutro też tak będzie, nie powinno być żadnych problemów. Nie sądzicie, że to cudowny zbieg okoliczności, że wszystko idzie tak gładko?

Ismay - 2007-05-05 18:27:20

- Gładko? - powtórzył Adde. - Natura nam sprzyja! Mój tata mawiał, że nie można się dopatrywać dziury w czymś, co jest dobrze zszyte. On był krawcem, wiecie. Naprawdę się do tego nadawał, tylko czasami mu po prostu nitki zabrakło albo igły... Stop! - powiedział nagle. - Woda. Gdzieś tu jest woda!
Adde zaczął węszyć w powietrzu na wszystkie strony. Wreszcie zatrzymał się przed gęstymi zaroślami.
- Tam! - krzyknął i wskazał w bliżej nieokreślonym kierunku. - Bukłak, bukłak!
Bukłak miał I., a panu Rumiankowi się iść z Adde nie chciało. Eleri też by nie puścił z kimś tak lekkomyślnym. Pan Rumianek więc zarządził, że I. poniesie bukłak, a Adde będzie przewodził.
- Idźcie, idźcie, bo już mi się pić chce - rzekł do nich. - My tu spokojnie poczekamy, a ja dokończę opowiadać...
Adde nie czekając na I., zaczął się przedzierać przez gąszcz.

Madzik - 2007-05-05 18:38:01

Słuchając Eleri, I. uderzyło przeświadczenie, że ta dziewczyna nie ma o niczym pojęcia. I naprawdę byłby jej powiedział, ale już było coś następnego do zrobienia. Iść po wodę... Półelf głośno westchnął.  W porządku, ale Adde wyparzył i nawet się nie obejrzał. I. powlókł się w kierunku, w którym zniknął Adde.
- Zaczekasz na mnie, czy wolisz iść sam? - zawołał, gdyż już stracił elfa z pola widzenia. Szybko go jednak dogonił, kiedy zarośla przerzedziły się.

Ismay - 2007-05-05 19:17:25

- Pospiesz się! - zawołał Adde do I. - Już za chwilę, za momencik... Jest!
Adde wypadł jak strzała z krzaków i jego oczom ukazała się wąski, cicho szemrzący strumyk.
- Woda!
Adde nie posiadał się z radości. Ukląkł przy brzegu i wpatrywał się w wartki  nurt z szerokim uśmiechem na twarzy.
Adde usłyszał szelest. I. przecież szedł z innej strony, więc co to? Wiewiórka? Adde wstał i podszedł bliżej krzaka.
- Halo?.. Jest tam kto?
Nagle przed Adde wskoczył wysoki mężczyzna w kapturze. Gdyby elf bardziej interesował się światem, wiedziałby od razu, że to jeden z członków Akaćwoków. Szczur. Gdyby to wiedział, uciekłby już jak najdalej. Lecz Adde nie miał o tym pojęcia, więc stał i wpatrywał się w nieznajomego z otwartymi ustami.

Madzik - 2007-05-05 19:28:33

I. nadal bezskutecznie starał się nadążyć za Adde, kiedy ten przystanął. Początkowo półelf przypisywał to strumykowi, do którego wreszcie dotarli, lecz po dwóch krokach dostrzegł prawdziwy powód. Zmierzył przybysza krótkim, uważnym spojrzeniem i - nawet gdyby nie wiedział, kim on jest - zdał sobie od razu sprawę, że on i Adde są w niebezpieczeństwie. Spodziewał się tego... ale nie tak szybko.
- Adde, cofnij się! - krzyknął.
Coś w czarnych, bezlitosnych oczach Szczura - no i oczywiście jego reputacja - mówiło mu, że nie obędzie się bez walki... I. rozejrzał się ukradkiem, przeklinając fakt, że znajduje się w lesie. Okoliczności działały na niekorzyść półelfa, w dodatku wiedział, że w walce z tym przeciwnikiem nie może liczyć na Adde. Spojrzał szybko na elfa, ten jednak nie wydawał się spanikowany.

Ismay - 2007-05-05 19:44:34

- A kto to? - spytał zaciekawiony Adde I.
Ale jak zobaczył, że ten najwyraźniej ma złe przeczucia co do gościa, Adde cofnął się grzecznie o dwa kroki, ale ciągle patrzył z ciekawością na postać przed sobą. Rzadko takich spotykał, więc chciał się mu dobrze przypatrzeć. Uśmiechnął się lekko do Szczura.
- Witam pana - przywitał się taktownie. - Jak pańskie samopoczucie w taki piękny dzień?
Ale nie usłyszał odpowiedzi, tylko ciche prychnięcie i jakby... pisk. Adde zlekceważył to raz. Głośny śmiech i popiskiwanie. Elf zlekceważył to po raz drugi.
- No, to może nabierzemy wody i pójdziemy, I.? - spytał trochę bardziej poważnie i cofnął się jeszcze o krok.

Madzik - 2007-05-05 20:24:28

I. spojrzałby z niedowierzaniem na Adde, ale wolał nie spuszczać wzroku ze Szczura, w oczekiwaniu na jego ruch.
- Pan Rumianek ci o nich mówił, prawda? O Akaćwokach - powiedział na tak cicho, jak się dało, żeby Adde go usłyszał. I. miał nadzieję, że nie będzie musiał szykować wykłady, a elf zwyczajnie domyśli się o co tu chodzi. Przy tym I. cały czas klął na okropnego pecha, jaki ich w tym momencie prześladował. O swym przeciwniku wiedział tylko tyle, że jest silny, nic więcej. W takich warunkach jak dotąd tylko trenował, a w dodatku ze wszystkich Akaćwoków, na jakich mogli się tutaj natknąć, trafili właśnie na Szczura... Chyba nie mogło być już gorzej.
Półelf stał w bezruchu lustrując przeciwnika wzrokiem, ten jednak nie miał najmniejszego zamiaru zaatakować. Co wcale I. nie uspokoiło, wręcz przeciwnie.

Ismay - 2007-05-06 15:08:21

Adde pomału pojmował, o co chodzi I. On jest z Akaćwoków? Pan Rumianek ostrzegał go przed nimi. Akaćwoki są niebezpieczne. Przesunął ręce do tyłu i nie spuszczając wzroku ze Szczura, wydobył swój rzadko używany sztylet. Prawdę mówiąc, nie wiedział, jak się nim posługiwać, ale musiał choć spróbować. Niepostrzeżenie wsunął go za rękaw i uśmiechnął się.
- Jeśli pan pozwoli, nabierzemy sobie wody. Możesz mi podać bukłak, I.? - zwrócił się zwyczajnie do półelfa.
Zanim Adde zdążył odwrócić wzrok ku I., Szczur niespodziewanie i z zawrotną szybkością skoczył za Adde. Elf kątem oka wychwycił błysk stali i nie namyślając się długo, odwrócił się na pięcie i równie szybko wbił sztylet w ramię Akaćwoka. Adde miał doskonały refleks i odwagę. Jego dłoń była precyzyjna, tak jak uczył go kiedyś ojciec przy szyciu. Gdy poczuł, że ostrze wbiła się w ciało, sam się wzdrygnął: nigdy wcześniej nie ranił człowieka. Przeraził się i chciał nawet wymamrotać "przepraszam", ale Szczur odepchnął go mocno. Adde wylądował na ziemi, ale sztylet ciągle trzymał w dłoni. Płaszcz Akaćwoka w miejscu rany nasiąknięty był już ciemną plamą. Elf błyskawicznie zerwał się z ziemi. Co robić, co mam robić?, myślał z przerażeniem. Szczur spokojnie zbliżał się do niego, aż Adde, cofając się, trafił na chropowatą korę drzewa. Proca, kamień? Nie uda się. Adde musi chociaż pomóc I. Po co on tu jeszcze stoi, niech ucieka! Adde zacisnął zęby. W końcu kiedyś musi wkroczyć w dorosły świat, jak mawiał tata. "Ty czegoś nie zabijesz, to coś zabije ciebie". Elf postawił wszystko na jedną kartę. Rzucił się gwałtownie na Szczura. Lecz tym razem sztylet Adde nie natrafił na ciało, lecz na klingę nie raz zbroczonego krwią miecza.

Madzik - 2007-05-06 15:25:49

I. stał przez chwilę jak sparaliżowany, zupełnie zbity z tropu tak szybką reakcją Adde. Może jednak nie są na straconej pozycji...? Jednak trudno było oceniać szanse. Skoro nie wiedział prawie nic o przeciwniku, o sojuszniku ostatecznie tyleż samo, mógł liczyć tylko na siebie i w razie potrzeby improwizować. Jednak na myślenie już zbyt późno. Półelf rzucił się ku Szczurowi z niezbyt precyzyjnie wycelowanym ciosem, który - zgodnie zresztą z przewidywaniami - został natychmiast zablokowany. Jednak w oczach I. błysnęła klinga miecza. Odskoczył, wiedząc już mniej więcej, na co być przygotowanym, z pełną świadomością, że najważniejsze to wytrącić Szczurowi broń z ręki.

Ismay - 2007-05-08 17:25:27

Adde sklął soczyście, chyba pierwszy raz w swoim życiu. Ale teraz nie myślał o tym. Ważne było jakoś poradzić sobie z tym Akaćwokiem. Ten akurat na moment zwrócił się do I., więc Adde błyskawicznie wyjął łuk, strzałę i naciągnął szybko. Bez zbędnego celowania wypuścił strzałę, ale trafiła w drzewo na przeciwko. Akaćwok obrócił się do Adde, a spod jego długiego płaszcza wychynął niespodziewanie mały łebek. Elf z przerażeniem przełknął ślinę. Tak. To był szczur. I to nie zwyczajny: ogromny, z długim, grubym ogonem i wyliniałą sierścią. Paciorkowe oczy połyskiwały złowrogo. Akaćwok, jakby wiedząc, że to dla Adde wystarczy, zwrócił się znów ku I. i zaczął atakować go mieczem. Po paru unikach I., Akaćwok drasnął go w ramię.
Tymczasem Adde przechodził tortury gorsze, niż by go rozciągano końmi, przypiekano nad ogniem i ćwiartkowano tępą piła równocześnie. Chciałby uciec przed tym szczurem jak najdalej i jak najszybciej, ale z drugiej strony miał poczucie odpowiedzialności za I. Nie mógł go zostawić. Oblał go zimny pot, gdy patrzył z szeroko rozwartymi oczyma na ohydne zwierzę. Bezładnie szeptał sobie tylko znane zaklęcia i modlitwy, bo nad wszystkim innym górowało przerażenie. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa i wbrew woli osunął się na ziemię. Ostatni szalony pomysł wpadł mu do głowy: a gdyby tak spróbować i rzucić w to jakimś porządnym kamieniem? Nie zastanawiając się w ogól,e wymacał na ziemi kamień nieco mniejszy od dłoni. Ścisnął go rozpaczliwie i oddychając ciężko, skupił się tak, by uspokoić rozbiegane oczy i ostatkiem sił oraz woli, cisnął kamieniem w zbliżającego się szczura. Na początku Adde myślał, że nie trafił, ale gdy puls nieco zwolnił, spostrzegł z nieopisaną radością, że zwierzę leży i porusza konwulsyjnie łapkami.
Akaćwok natychmiast to zauważył. Ryknął wściekły i zamierzał się rzucić na Adde, ale gdy ten zemdlał ze zbyt wielkich emocji i braku oddechu, zaśmiał się perfidnie i zabrał szczura na ręce.
- Nie warto na was tracić czas - syknął i znikł między drzewami.
Elf gwałtownie otworzył oczy. Tylko udawał omdlenie, bo matka zawsze mu powtarzała, że najlepszą bronią jest ucieczka, do czego Adde w tej chwili także zaliczał utratę przytomności, mylącą przeciwnika. Zakrył dłońmi twarz i nabrał głęboko powietrza. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego w ogóle się zdarzyło. Dopiero teraz przyszedł szok i zatrzymany wcześniej strach.

Madzik - 2007-05-08 17:56:12

I. nie mógł zrozumieć, dlaczego to wszystko stało się tak nagle i szybko. Nie zwracał specjalnie uwagi na krew skapującą z jego palców na trawę.
- Nic ci nie jest, Adde? - spytał najzupełniej retorycznie i bez sensu, podchodząc wolno do elfa. Oddychał ciężko, jednocześnie czując piekący ból w ramieniu, jednak w gruncie rzeczy nie czuł się źle... Czy raczej nie gorzej niż zwykle. A mimo to poczucie winy i gorycz porażki paliły go bardziej niż ta - niegłęboka przecież - rana.

Ismay - 2007-05-09 19:21:35

Adde wciąż kręciło się w głowie. Na dźwięk głosu I. odsłonił twarz i, ciągle jeszcze dygocąc, spojrzał na półelfa. Nie chciał teraz o niczym rozmawiać. Nie chciał, żeby ktokolwiek go widział. Najchętniej zaszył by się w lesie i odpoczął od wszystkich. Ale... w gruncie rzeczy to nic się nie stało. Dlaczego tak się boisz tych szczurów, Adde? Przecież nie masz powodu... Adde uśmiechnął się nerwowo sam do siebie. Musisz się zmienić. Wydorośleć wreszcie. Świat nie kończy się na sztylecie w ramieniu i szczurze na ziemi. Chcesz być beztroskim dzieckiem przez całe życie? Inni mają się o ciebie martwić? Musisz stawić czoła niebezpieczeństwu, ty tchórzu!
Adde wbrew pozorom posiadał bardzo głęboką i rozbudowaną psychikę. Inaczej nie przetrwałby tylu dni w samotności, lekceważenia ze strony wszystkich. Wolał przybrać maskę kogoś wesołego, beztroskiego i nie przejmującego się smutkami. Bo tak lepiej i łatwiej. A prawdziwe "ja" nosił ukryte w sobie, odgrodzone od okrucieństw świata, na które nie chciał zwracać uwagi.
To z sobą najlepiej mu się rozmawiało dotąd. Nie był w ogóle pewien, czy znalazłby się ktoś, kto zrozumiałby go i komu mógłby się pokazać. Wątpił. Bo wszyscy znajomi znali go tylko powierzchownie. Naprawdę ufał tylko sobie.
Pociągnął trochę nosem, wziął się w garść i z pomocą I. wstał z ziemi.
- Mnie nic nie jest - rzekł spokojnie. - Za to ty jesteś ranny, I. To chyba nie poważne, ale lepiej odkazić ranę... Mam tu coś odpowiedniego.
Wyjął zza pazuchy małą butelkę z brązową cieczą chlupoczącą w środku. Otworzył ją, urwał kawałek rękawa i namoczył go.
- To rum - wyjaśnił. - Nadaje się do odkażania ran i do znieczuleń. Przydaje się na morzu.

Madzik - 2007-05-09 21:51:54

I. potrząsnął głową.
- Nic mi nie jest - rzucił zniecierpliwiony. - Wiesz co, weźmy tą wodę i chodźmy stąd.
Tak naprawdę nie chciał być nieczuły czy gruboskórny. Po prostu... nie potrafił inaczej. Wciąż nie mógł sobie darować tej potyczki. Nie żeby nigdy nie przegrywał. Przegrywał nie raz - ale nigdy jeszcze w taki sposób. Półelf czuł się upokorzony, a tym bardziej nie chciał, żeby ktokolwiek się o niego martwił. Szczególnie Adde, który najwyraźniej miał się gorzej. I., choć przez tyle lat podświadomie przeklinał swoją samotność, teraz poczuł, że jej potrzebuje. Właśnie uświadomił sobie, że odkąd dołączył to tej "drużyny" ani razu nie był sam i czuł, że to... wszystko, to po prostu zbyt wiele do zniesienia jak na jeden raz.

Ismay - 2007-05-09 22:05:49

Adde uśmiechnął się łagodnie.
- To dla twojego dobra, I. - przekonywał. - Po prostu weź. Ja się zajmę wodą.
Wręczył I. szmatę i poszedł nabrać wody do bukłaka. Nie nucił przy tym, nie mruczał niczego pod nosem. Przymknął powieki i próbował zjednać się na moment z tym, co bardzo cenił - z przyrodą. Pozwalał zawirowaniom wody opływać swą dłoń i rozkoszował się czystym śpiewem ptaków. Obmył sobie twarz z potu i zamknął pełny bukłak. Odetchnął głęboko leśnym powietrzem.
- Chcesz już iść? - spytał I. - Bukłak mam gotowy.
I uśmiechnął się lekko.

Madzik - 2007-05-09 22:22:57

I. westchnął cicho, nie będąc zupełnie w nastroju do kłótni. Otrzymaną szmatą przemył ranę, która okazała się mimo wszystko nieco głębsza niż się spodziewał. Jednak prawie przestała krwawić, więc nie było co zaprzątać sobie głowy.
- Tak, chodźmy - odparł, rozglądając się niepewnie. Nie mógł sobie przypomnieć, którędy tu przyszli.

Ismay - 2007-05-12 20:15:12

Adde szybko odnalazł drogę powrotną. Nie miał w gruncie rzeczy żadnych skaleczeń, a I. dał pas z ubrania, żeby przewiązał ranę.
- Po co ich martwić - rzekł do I. w trakcie powrotu. - Powiemy, że skaleczyłeś się o jakąś gałąź czy krzak, dobrze? W końcu nas jakos poważnie nie zranili ani nie zabili, prawda?
Na jego twarzy pojawił się blady uśmiech, tak niepodobny do tego, który zwykle go rozpromieniał.

Madzik - 2007-05-21 17:41:27

I. kiwnął głową, bez słowa podążając za Adde. Przystanął tylko na chwilę mocując się z otrzymanym paskiem. W końcu - bardzo niezdarnie - udało mu się przewiązac ramię (to musiało wyglądac zabójczo, ciekawe czy Adde pękł ze śmiechu... Chyba nawet I. na jego miejscu by się roześmiał). Również nie widział konieczności, żeby afiszowac się z tą potyczką, skoro ta nie przyniosła im ani strat ani korzyści... Chociaż może? Przynajmniej przy następnym spotkaniu z Akacwokiem - jeśli do takiego dojdzie, a I wierzył, że tak - będzie wiedział, czego się spodziewac i przynajmniej częśc swojej dzisiejszej bezradności będzie miał z głowy.

Arvi - 2007-05-25 22:35:45

Pan Rumianek przez cały czas nieobecności Adde i I. opowiadał Eleri, jak to kiedyś zwyciężył w beznadziejnej walce z paroma ogrami, których nie mogło pokonać wielu śmiałków. W gruncie rzeczy już skończył historię, dopowiadał tylko komentarze, gdy z krzaków wyłonili się chłopcy. Wyglądali na znacznie bardziej... przejętych, niż by na to wskazywał powód wędrówki.
- Adde, co taki blady jesteś? - spytał żywo pan Rumianek. - Tak was wykończyła przechadzka? Daj, no, ten bukłak, muszę pociągnąć kropelkę, bo od gadania w gardle wyschło...
Pan Rumianek zbagatelizował nieswój uśmiech Adde i wziął od niego pełny bukłak. Po zaspokojeniu swego pragnienia, podał dalej Eleri, choć powinien ustąpić jej miejsca jako kobiecie. Cóż, czasami pan Rumianek zwyczajnie zapominał o etykiecie, szczególnie, że jednak był z gruntu samolubny i wpierw myślał o sobie.

Selene - 2007-05-30 21:41:41

Eleri przyjęła bukłak z wdzięcznością, nie z taką jednak, jak samo przybycie I. i Adde. Mimo najszczerszych chęci, nie potrafiła nadążyć za opowieścią pana Rumianka, więc kiedy starciła już jej tok, potakiwała tylko i uśmiechała się z ledwo prześwitującym zakłopotaniem. Dziewczyna zmierzyła ich spojrzeniem i wciągnęła głośno powietrze, bardziej z zaskoczenia niż ze strachu. Po Adde widać było - niezbyt wyraźnie co prawda, ale jednak - że jest wstrząśnięty, a na lewej ręce i płaszczu I. dostrzegalne były ślady krwi. Chciała spytać, co się stało, po chwili jednak wydęła tylko wargi. Przecież jej i tak nic nie powiedzą... Czuła straszny dyskomfort, jakby poruszała się po omacku w gęstej mgle, ale przemilczała ten fakt.

Ismay - 2007-05-31 19:05:24

Adde zamyślił się chwilę, ale zaraz przywrócił na twarz jego zwykły uśmiech. Ocienił dłonią oczy i spojrzał w czyste niebo.
- No, zbieramy się? - zagadnął. - Nie ma co czekać!
I ruszył dziarskim krokiem wydeptaną szeroką ścieżką, nie zważając na towarzyszy.
Czuł nieprzyjemne zawroty w żołądku, ale trzymał się na nogach, jak mógł.

Madzik - 2007-06-10 19:59:31

Kilka dni później...

Selene - 2007-06-10 22:34:40

Nasze towarzystwo wyszło w końcu z lasu, ale kiedy posuwali się naprzód, biegł im na spotkanie kolejny. Ścieżka, którą obrali zakręcała łagodnie w prawo, by po chwili zniknąć w kolejnej gęstwinie drzew. Niemal zupełnie na wprost w oddali majaczył zarys strzelistych budowli. Nawet jeśli nie był to ostateczny cel ich podróży, to z pewnością miło będzie się tam zatrzymać, po długim przebywaniu w leśnych ostępach.
- Nie możemy iść na wprost? - spytała Eleri, tonem zabarwionym lekką skargą. Po co mają się przedziera przez następny las, skoro idąc prosto będą u celu znacznie szybciej.
- Po bezdrożach? - pytanie-odpowiedź I. miały charakter czystej drwiny. - Stąd teren wydaje się gładki jak stół, ale trawa sięgałaby ci do pasa, a założę się, że w wielu miejscach grunt jest podmokły. Już szybciej byłoby iść na około, a do miasta wejść od przeciwnej strony.
Mówiąc to wszystko półelf nie spojrzał ani razu na Eleri. Przeciwnie, wpatrywał się w ziemię o dwa metry od swoich stóp. Dziewczyna natomiast zamikła nieco urażona. Zresztą i tak nie było okazji, by to roztrząsać. I., bardziej czując niż słysząc cokolwiek, wyrwał sztylet i cisnął nim w kierunku drzew. Odpowiedział mu cichy, szyderczy śmiech.

Arvi - 2007-06-13 18:06:59

Pan Rumianek nerwowo sięgnął do sztyletu. Oby nie był mi potrzebny, pomyślał niespodziewanie, choć zwykle rwał się do przygody. Ale teraz martwił się o innych, nie tylko o siebie.
- Cofnijcie się wszyscy - wycedził przez zęby, czujnie wpatrując się w drzewa. - Nie wiemy jeszcze, kto to...
Wbrew swoim słowom, pan Rumianek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kto na nich czyha. Intuicja pana Rumianka podpowiedziała mu to już gdy I. mówił.
Tak, to był jeden z Akaćwoków. A może nawet para. Pan Rumianek sklął soczyście pod nosem i splunął na trawę. Albo zostaną i będą próbowali stawiać marny opór, czego skutkiem będzie śmierć, albo uciekną czym prędzej, mając nadzieję ujść z życiem. Dla pana Rumianka wyjście było oczywiste.
- Słuchajcie, musimy uciekać, już! - syknął do swoich towarzyszy, zerkając co chwilę niespokojnie na drzewa.

Selene - 2007-06-14 17:54:17

Eleri zerkała niespokojnie kolejno na I. i pana Rumianka. Serce podskoczyło jej do gardła, ale szybko je uspokoiła. No może nie do końca. Przecież mnóstwo drobnych przestępców czy innych wariatów włóczy się po lasach, co wcale nie jest powodem do paniki. Skąd zatem pomysł ucieczki? Dziewczyna właśnie przypomniała coś sobie. No tak, przecież oni wszyscy wiedzą coś, czego ona nie... W innych okolicznościach zapewne czułaby się zirytowana, ale teraz tylko stała, rozdarta własnymi myślami - tymi rozsądnymi i tymi mniej.

Ismay - 2007-06-14 18:21:11

Adde miał ochotę straszną parsknąć śmiechem, stanąć dumnie i rzec: "Nie ma sensu się kryć. Walczmy!" i ze sztyletem w dłoni rzucić się na przeciwnika. O nie, Adde już nigdy nie zamierzał się poddawać. Uważał, że nie ma już takiej rzeczy, która skłoniłaby go do jawnego tchórzostwa. Jak można się tak zmienić w jedną chwilę - przemknęło mu przez myśl, a przed oczami mignął obraz swojego życia. Nic już nie będzie takie, jak kiedyś. Tego akurat był pewien.
- Panie Rumianku, proszę się nie bać - szepnął uspokajająco. - Ja potrafię o siebie zadbać. Jeśli ktoś będzie chciał skrzywdzić kogoś z was, nie pozwolę mu. Ucieczka jest bezsensowna, zostańmy i walczmy. Eleri, będę cię osłaniał, ukryj się, jeśli zrobi się niebezpiecznie.
Jego głos był spokojny i zdecydowany. Tym razem Adde naprawdę był gotów na walkę. Poczuł ogarniającą go falę podniecenia i uśmiechnął się kątem ust. Czas zacząć.

Madzik - 2007-06-14 18:31:17

I. stał wpatrzony w kępę drzew, skąd dobiegł śmiech. Pogardliwy uśmiech wykrzywił mu wargi. Uciekać? On? Teraz? Nie ma mowy. Trochę zaskoczyły go słowa Adde, ale było to zaskoczenie zabarwione... hmm... podziw to zbyt mocne słowo. I. osobiście w tym momencie zrobiły wszystko, żeby zmyć poprzednią zniewagę, a jeśli jego podejrzenia są słuszne, nadarza się kui temu doskonała okazja.
- Jest ich więcej - powiedział powoli, wytężając wszystkie zmysły. Tak, determinacja była dużo silniejsza niż jakakolwiek ekscytacja, czy strach, zaciemniające rozsądek, a tak przecież częste w podobnych sytuacjach.
- Czego chcecie?! - półelf nie krzyczał co prawda, ale mówił dość głośno, by potencjalni przeciwnicy, przyczajeni w cieniu lasu mogli go słyszeć. Nie było sensu dłużej odwlekać potyczki...

Arvi - 2007-06-16 17:37:15

Z cienia drzew wychyliła się jedna postać: wysoka, o szerokich ramionach i krępej budowie. Mężczyzna odchylił szary kaptur. Miał długie, o dziwo zadbane włosy, kilkudniowy zarost i szelmowski uśmieszek na ustach. Świdrował oczami I. To Aizawa - natychmiast pomyślał pan Rumianek. Choć nigdy go nie widział, krążące po świecie pogłoski tak dokładnie opisywały Akaćwoków, że rozpoznałby każdego z nich po ciemku.
- Proszę, proszę - odezwał się chrapliwym głosem Akaćwok. - Takim tonem zwracać się do mnie i moich towarzyszy... Nie godzi się, dzieciaku, odzywać się też niepytanym do starszych i bardziej doświadczonych, prawda, panowie?
Nagle obok niego pojawiła się dwójka pozostałych. Już mieli odsłonięte twarze. Jeden, młodszy, miał na nosie okrągłe okulary, które i tak miał zsunięte do granic możliwości; w ręku trzymał krótką gałązkę, jakby miała mu służyć za miecz. Drugi ciągle splatał i rozplatał palce, skądinąd nienaturalnie długie i bardzo blade; oczy miał zamglone a na ustach dziwny uśmiech zboczeńca pogrążonego w myślach o swych dewiacjach. Każdy z podróżnych się wzdrygnął na jego widok.
Wszyscy byli przygotowani do walki.
- Nie wiem, czego od nas chcecie, ale radziłbym wam pójść swoją drogą - rzekł spokojnie Adde, w którym wciąż tliła się nadzieja, że sprawa skończy się pokojowo. - Nie mamy zamiaru wszczynać awantur i tego samego oczekujemy od innych, proszę panów.
- Jaki zabawny dzieciak - zaśmiał się najmłodszy Akaćwok, zwany Portierem. - Radziłbyś nam?... Doprawdy, zabawny szalenie... To ja ci poradzę, żebyś zaczął sie modlić do swojego boga, bo czeka cię śmierć! - krzyknął groźnie i zaraz dodał podniecony do swych towarzyszy: - Och, jak ja kocham te wstępy!
I rzucił się na Adde.
Walka trwała długo i była niemal beznadziejna, ale, widać, nasi podróżnicy mieli sporo szczęścia i umiejętności. Tak się złożyło, że Adde bił się z jakże dowcipnym Portierem, I. z bezlitosnym Aizawą, a pan Rumianek rzucił się na owego zboczeńca, Maa, z czystym zamiarem zgładzenia go. Bitny i sprytny pan Rumianek po jakimś czasie wyrównanej walki sypnął piaskiem w oczy Maa i wykorzystał moment, by wbić mu w serce swój mały mieczyk.
Z kolei Adde walczył dzielnie i z uporem, ale Portier nawet z kawałkiem drewna z dłoni był niebezpieczny. Lecz Adde wspiął się na wyżyny swojej zwinności, siły i sprytu. Wobec ślepej furii Adde, który mógłby być zgoła całkiem niezłym wojownikiem, Portier nie miał zbyt wielkich szans. Elf stosował to ataki z piruetu, umiejętnie korzystał z obrony i nacierał później ze zdwojoną siłą. Gdyby wtedy miał czas myśleć, niechybnie zdziwiłby się bardzo, widząc siebie na polu walki. Instynkt łowcy-wojownika, drzemiący w nim od zawsze, wreszcie dał o sobie znać. W momencie, gdy Portier podniósł rękę i celował z dzikim wyrazem twarzy w Adde, Eleri rzuciła w niego sztyletem. O dziwo, musnęła szyję. Adde bez namysłu dźgnął go swym nożem z rękojeścią w kształcie śledzia w serce.
Natomiast I., używając na równi rozumu i mięśni, pojedynkował się z nieobliczalnym Aizawą, który umiał wywijać swym mieczem, trzeba przyznać. Niełatwo było z nim walczyć, ale I. nie miał najmniejszego zamiaru, by się poddawać. Dodatkową trudnością była niezagojona wciąż rana na ręce. Bolała przez cały czas, a z każdym gwałtownym ruchem ból się nasilał. I. miał coraz mniej sił, ale nagle przyszedł mu do głowy mistrzowski układ pchnięć mieczem, który widział kiedyś na pewnym turnieju. Facet mógł wygrać tym z każdym, choćby przeciwnik zobaczył ten trik parę razy. I. też się wtedy napatrzał i zamierzał teraz zrobić z tego pożytek. Czuł, że rana zaczęła znów krwawić, wiedział, że musiał jak najprędzej skończyć walkę. Poczekał chwilę na dogodną pozycję, na odpowiedni moment... Rozpoczął szybkim pchnięciem w bok, oczywiście cios został odparowany natychmiastowo, ale taki był tego cel. Półelf okręcił się na pięcie i zaatakował lewą rękę, drasnął ją. Po paru takich zmyleniach, atakach i obronie, dołożył też coś od siebie: rąbnął Aizawę lewym sierpowym, potem przerzucił sztylet do lewej ręki i znów zaatakował pięścią w brzuch. Był już wściekły. Zastosował parę starych dobrych pięściarskich trików, dołożył kilka ostrych pchnięć i po chwili stwierdził z pewnym zdumieniem, ze okłada razami martwe ciało. Nawet nie wiedział, kiedy to się stało.

Ostateczny bilans był znakomity: niemal żadnych poważnych obrażeń po naszej stronie, za to trzy trupy przeciwników. I to Akaćwoków. Nikt nie mógł uwierzyć własnym oczom. Uratowali się ze szponów tej zabójczej szajki. Może po prostu plotki zwielokrotniały potęgę Akaćwoków?...

Selene - 2007-06-18 19:39:10

Trudno powiedzieć co Eleri myślała zarówno w trakcie walki (która w zadziwiający sposób ją obeszła), jak i tuż po niej, kiedy okazało się, że jednak nikt nie zginął. To znaczy nikt z ich strony. Właściwie powinna się cieszyć z tego powodu, ale żeby to było możliwe, należałoby się otrząsnąć z szoku. Wszystko potoczyło się tak szybko...
- Wszystko w porządku? - spytała drżącym głosem, nie adresując tego pytania do nikogo konkretnego. Nie było takiej potrzeby.

Madzik - 2007-06-20 22:20:02

I. opuścił wzrok, wpatrując się w swoje buty. Odruchowo trzymał się za lewe ramię, wkrótce krople krwi miarowo ściekały mu po palcach. Zignorował to, odrywając w końcu wzrok od ziemi i rozglądając wokół z taką czujnością, na jaką było go stać. To było co najmniej dziwne. Najpierw on i Adde napotykają w lesie jednego Akaćwoka. Nie dalej jak tydzień drogi później, trafiają na trzech. I. sam co prawda nie wiedział, ile ich w sumie jest, ale  pobliżu może przecież być ich więcej. Znacznie więcej. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa nie mogli przecież ściągnąć na siebie wszystkich Akaćwoków z okolicy, gdyż to by znaczyło, że ich ścigają. A dlaczego mieliby? Półelf był  stanie pojąć - ledwie, bo ledwie, ale był - że napadają na każdego, kogo spotkają, ale to przecież zupełnie co innego, niż mieć do tego powód. Nieważne, I. był przekonany, że powinni jak najszybciej opuścić tą okolicę.
- Chodźmy dalej - rzucił, oceniając na szybkiego, czy każdy jest aby w stanie iść. Byli, na szczęście. Dopiero wtedy zwrócił uwagę na, niepokojący nieco - upływ krwi i ból, który się z nim wiązał. Zacisnął zęby i zmarszczył czoło, nieco wręcz zaskoczony, zwrócił wzrok na swoją rękę, której stan trudno było ocenić. Najchętniej po prostu by to olał, ale rana bynajmniej nie przestawiała sobą walorów estetycznych i higienicznych, nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie mu przeszkadzała. Nie chcąc zbytnio odwlekać dalszej podróży, zdjął pasek, który dostał wtedy od Adde i jakoś o nim zapomniał, po czym skrzywił się z niesmakiem. Sam pasek był w pożałowania godnym stanie. "Na pewno nie mogę go tak oddać" - pomyślał I., co dziwne z nutą mocno... przekształconej wesołości (jeśli  jego przypadku można mówić w ogóle o czymś takim).

Arvi - 2007-06-23 20:17:33

Pan Rumianek nie dziwił się sam sobie, że pokonał Maa, w końcu wiadomo, jaki to pan Rumianek jest odważny, zdolny i sprytny; nie umiał jednak wyjść ze zdumienia, że te niedoświadczone dzieciaki, Adde i I., dali sobie radę. Oczywiście ani przez chwilę w nich nie wątpił, ale bądź co bądź walczyli z Akaćwokami. Martwił się bardzo. Lecz teraz jeszcze bardziej był z nich dumny, a jakże! Nikt chyba nie był nawet ranny, a to nie lada wyczyn! Zaśmiał się z uciechy głośno.
- Adde, Adde, mój ty chłopcze! - zawołał szczęśliwy do elfa, który szedł z tyłu. - Taki jestem dumny z ciebie! Naprawdę bardzo! I., podziwiam cię. Aizawa był chyba najsilniejszy, jeśli można w ogóle mówić o najsilniejszym Akaćwoku... Eleri, ty też się doskonale spisałaś, moja droga! Ten rzut był znakomity!
Pan Rumianek nie posiadał się z radości, która powoli, z każdym kolejnym metrem, przeradzała się w euforię. Już dawno pan Rumianek nie był tak wesoły.

Selene - 2007-06-24 18:00:57

Przez twarz Eleri przemknął uśmiech, jednak nie miał on wiele wspólnego z tym, co się działo w jej głowie. Akaćwok - tak powiedział pan Rumianek. Ale co tu robią Akaćwoki? Dlaczego ich zaatakowali? "Bo oni atakują prawie wszystkich, idiotko" - odpowiedziała sobie natychmiast z ponurą satysfakcją. Sama nie mogła uwierzyć, że ich pokonali, ale... Wciąż było tyle wątpliwości. Skoro tylko reszta szajki dowie się o śmierci tych trzech, mogą mieć w związku z tym nieprzyjemne konsekwencje. Poza tym, inni zachowywali się, jakby spodziewali się tu obecności tych zbirów. O co tu chodzi?

Ismay - 2007-06-26 20:04:10

Adde nic nie odpowiadał na radosne okrzyki pana Rumianka. Myślał o tym, co przed chwilą się stało. Nie nazywał tego zabójstwem czy morderstwem, nie. Sam do końca nie wiedział, co to było. Uważał, że bronił siebie i innych, a to przecież słuszne. Zawsze myślał, że po czymś takim ludziom odbija, widzą ciągle wykrzywioną twarz zmarłego i zaczynają świrować. Adde nawet nie pamiętał do końca, jak ów Portier wyglądał, w ogóle dość mało pamiętał z walki. I raczej się tym nie przejmował.
Adde wzruszył ramionami na swoje myśli i oddał się podziwianiu przyrody oraz patrzeniu pod nogi. Mało się odzywali, tylko pan Rumianek ciągle mamrotał coś pod nosem z uciechą. Raz zatrzymali się na skromny posiłek i przed zmierzchem dotarli do miasta.

Madzik - 2007-06-26 20:51:48

Przez większość drogi I. odpuścił sobie rozmyślanie. Mimo to, jego wizerunek osoby wiecznie ponurej i zamyślonej, a najlepiej ponuro zamyślonej, nie ucierpiał na tym w żaden sposób. Półelf po prostu czuł się na tyle spokojny, żeby nie pozwolić się niepokoić jakimś tam niepokojącym myślom. Zamiast tego, dogłębnie analizował każdy szczegół okolicy, ot tak na wszelki wypadek. Szczęśliwie, udało im się osiągnąć tymczasowy cel podróży bez dodatkowych przygód, co w tych akurat okolicznościach było sprzyjające. I. najzupełniej znów zapomniał o ranie, która miała dość przyzwoitości i o sobie nie przypominała.
Nie przedłużając - doszli. A co zastali? I. z całą swoją podejrzliwością nie był aż takim paranoikiem, żeby się spodziewać, że zaraz z zaułka wyjdzie jakiś... Orochiqaru, który prawdopodobnie albo kiedyś tu był, albo wciąż jest w pobliżu. Nie. I. był spokojny, a czujne rozglądanie się dokoła po prostu weszło mu już w krew i czynił to bezwiednie.

Arvi - 2007-06-26 22:25:06

Pan Rumianek zaciągnął się miejskim powietrzem pełnym woni knajp, brudnych zaułków i kiszonej kapusty. Takie znajome.
- Wieczór nadchodzi - oznajmił pan Rumianek. - Poszukamy jakiegoś noclegu, hm? Tutaj się nie opłaca spać na ziemi, zresztą ani piędzi nie ma wolnej... Chodźmy do tej karczmy, o tam! - Wskazał ręką na szeroki szyld jakieś sto metrów na prawo. - Czuję w kościach, że dobry napitek i wygodne łoże tam mają!
Kości pana Rumianka czasami miały mu dużo pożytecznych rzeczy do powiedzenia.
Przepchali się przez tłum i dotarli do celu. Drzwi były szeroko otwarte, a z wewnątrz tchnął zaduch typowo karczemny: ciężka mieszanka potu, alkoholu i brudu ciał. Pan Rumianek dziarsko wkroczył do izby i pomknął do wolnego stolika blisko lady. Głośno złożył zamówienie i rozsiadł się wygodnie. Ledwie co trójka kompanów dosiadła się, pan Rumianek rozpoczął, by skrócić czas oczekiwania, pewną historię, która rozegrała się w jego własnym domu, co było odmiennością. Jak mówił, rodzina może przysporzyć wielu emocji.
Po paru minutach przyszła kelnerka i bez słowa podała cztery kufle piwa. Pan Rumianek zamówił dla każdego, choć nie każdy pił: Adde przyglądał się z żywym zaciekawieniem płynowi, ale gdy go powąchał, odsunął od siebie i zaproponował panu Rumiankowi; I. sączył napój małymi łykami co jakiś czas - najwyraźniej ani go to grzało ani ziębiło; natomiast Eleri nie sprawiała wrażenia, że kiedykolwiek złożyła śluby abstynencji.
Pan Rumianek przywołał kelnerkę, by spytać o jakieś pokoje. Ta pospieszyła ku niemu, ocierając wierzchem dłoni czoło. Miała dziś spory ruch w karczmie, roboty nie brakowało.
- Co mogę podać? - spytała zmęczonym, bezbarwnym głosem.
- Ano, tym razem chcieliśmy zapytać o nocleg - zaczął pan Rumianek.
- Mamy trzy pokoje wolne, cena jest stała za każde łóżko, dziesięć srebrnych monet, śniadanie nie wlicza się w cenę - wyrecytowała kelnerka.
- Ach, skoro cena za łóżko, to weźmiemy wszystkie trzy, no nie? Dobrze jest mieć dużo miejsca po takiej podróży! - trajkotał pan Rumianek.
- Dziękuję, pójdę za chwilę przygotować posłanie. Pieniądze niech państwo wpłacą u karczmarza, pana Fado - powiedziała i odwróciła się.
- Czekaj chwilę! - zawołała za nią nagle Eleri. - Nie znasz przypadkiem Seanit? Może gdzieś słyszałaś... Bardzo mi zależy!
- Seanit? - kelnerka zatrzymała się i dotknęła swoich krótkich płowych włosów. Wpatrywała się zamyślona w matową podłogę, jakby literę po literze trawiła imię. - Znam Seanit - odezwała się cicho po chwili.

Selene - 2007-06-26 22:35:33

Eleri zawołała zupełnie spontanicznie, jeśli nie powiedzieć bez większej nadziei. Tym bardziej zaskoczyła ją odpowiedź kelnerki, a serce podskoczyło jej do gardła. Tyle się świata nazwiedzała gubiąc wiarę w powodzenie po drodze, a teraz wszystko rozstrzygało się w tej - typowej - karczmie, w ciągu kilku chwil. Chciała biec, już teraz, żeby tylko mieć z głowy ten cały problem.
- Czy mogłabyś nam coś o niej powiedzieć? Szukamy jej od dłuższego czasu...
po chwili stwierdziła, że te ostatnie słowa nie były konieczne.

Ismay - 2007-06-27 17:39:56

Kelnerka ledwo otworzyła usta, a karczmarz wołał ją do dostarczenia jakiegoś zamówienia. Rzuciła szybkie przeprosiny i odeszła. Wszyscy przy stoliku byli podnieceni i zaskoczeni nowiną. Niespodziewanie spotkali źródło informacji o Seanit!
- Panie Rumianku! - rzekł ucieszony Adde. - Rzeczywiście miał pan nosa! - Adde zapomniał, że to kości podpowiedziały panu Rumiankowi drogę. - Dowiemy się czegoś o Seanit, niesamowite!
Nie posiadał się wprost z radości. Oczy miał roziskrzone jak bezchmurne nocne niebo, jak dawniej, a przy jasnym świetle wszechobecnych świec można było nawet zauważyć parę piegów na nosie elfa.
Po tylu trudach wreszcie mieli usłyszeć coś konkretnego.

Madzik - 2007-06-27 19:27:06

I. jakoś nieszczególnie poruszył fakt, że znaleźli jakiś dość pewny trop. Przynajmniej nie tak, jak sama postać kelnerki, która wydała mu się znajoma. Mógłby dać głowę, że kiedyś już ją spotkał, ale raczej bardzo dawno temu. Nie wiedział, jakim cudem zapamiętał taki szczegół, jak czyjaś twarz, zwykle nie przywiązywał wagi do poszczególnych jednostek, ba, nawet do społeczności jako ogółu. I. ukrył twarz w dłoniach, jakby miało mu to pomóc w przypomnieniu sobie czegokolwiek więcej - gdyż skoro coś zapamiętał, to musiało być to ważne. Nic z tego. Jak wiadomo im rozpaczliwiej próbujemy sobie coś przypomnieć, tym przemyślniej nam to się wymyka dosłownie w ostatniej chwili.

Arvi - 2007-06-28 22:07:49

Pan Rumianek z uciechy wypił duszkiem piwo Adde. Po chwili przyszła kelnerka i poinformowała lakonicznie, że za godzinę kończy pracę, i mogą się spotkać tutaj bez świadków. Te porządniejsze karczmy zamykano wcześniej z obawy przed pijakami niewiadomego pochodzenia, którzy lubili wszczynać burdy wszędzie, gdzie pojawiał się jakiś człowiek. Poszli więc do pokojów, bo została im kwestia ich podzielenia. No i każdy chciał trochę uporządkować myśli i bagaże.

Ismay - 2007-07-01 23:40:18

Po godzinie cała zniecierpliwiona czwórka zeszła na dół, do karczmy, gdzie czekała już na nich owa tajemnicza kelnerka. Tym razem miała na głowie spłowiałą chustkę, pasującą do jej zmęczonych oczu. Przecierała stół wilgotną szmatką. Gdy przyszli wyjęła z kieszeni zabrudzonego fartucha zmiętego skręta, włożyła do ust i zapaliła. Patrzyła na nich przez lekką mgiełkę dymu, równie zdenerwowana co oni. Ruchem głowy wskazała im krzesła naprzeciw siebie i sama też usiadła.
- O co chodzi? - spytała bezbarwnie. Adde pomyślał, że ta kobieta kiedyś wpadła pewnie do rzeki i wyszła zupełnie wyprana ze wszystkich uczuć i kolorów.
- Mówiłaś, że znasz Seanit - zaczęła Eleri. - Co o niej wiesz? Gdzie teraz jest?
Kobieta zlustrowała ich jednym długim spojrzeniem, nic nie mówiąc.
- Szukamy jej od dłuższego czasu, proszę pani - odezwał się Adde z taką miną, jakby prosił o parę monet na operację śmiertelnie chorego dziecka. - Jeśli pani coś wie, proszę nam powiedzieć... Dla nas to ważne!
- Nie wiem, po co miałabym to mówić komuś takiemu jak ty - rzekła opryskliwie i zasnuła powietrze szarym obłoczkiem. - A jeśli chcecie ją komuś wydać, hę, dzieciaku? Nie pomyślałeś?
- Przepraszam panią - bąknął zawstydzony Adde. - Ale, ale! Słowo daję, nie zamierzamy nic złego jej zrobić! Możemy nawet zapłacić pani...
- Milcz! - rozkazała oschle i zgasiła resztkę papierosa na zniszczonym blacie stołu. - Mam swój rozum, który nie jest skory do przekupstwa, mały elfiku. Chcę najpierw usłyszeć wasze zamiary, inaczej nic nie powiem. Dość mam już kłopotów na głowie, nie potrzeba mi więcej.
Wpatrywała się w nich twardo i czekała, aż ktoś wysunie się z odpowiedzią. Adde przełknął ślinę. Zaczynał się bać tej kobiety.

Madzik - 2007-07-02 11:45:52

I. zamyślił się przez moment. Chyba się mylił. A jeśli nie? Przysłuchiwał się 'rozmowie' w milczeniu, które dla niego akurat nie było niczym niezwykłym. Poza jednak jego prywatnymi wątpliwościami została jeszcze sprawa ogólna. Spojrzał wymownie na Eleri i uniósł brwi. Powie, co zechce, to w końcu jej interes.
Eleri natomiast decyzję podjęła bardzo szybko. Nie miała nic do stracenia, chyba, że ta kelnerka kłamie. Ale co by jej z tego przyszło? Nieważne.
- Mam jej coś do dostarczenia - odezwała się w końcu, stawiając wszystko na jedną kartę. Z kieszeni wyjęła sfatygowaną już nieco kopertę i uniosła tak, żeby kobieta ją widziała. Czując, że potrzebne jest jakieś wyjaśnienie, dodała:
- Mój... Mój ojciec umierając powiedział, że mam jej to oddać... Nie mam pojęcia, co jest w środku ani dlaczego.
I. w końcu westchnął lekko. Nagle wszystko sobie przypomniał i to nie były łatwe wspomnienia.
- Słuchaj - zwrócił się do kelnerki, ignorując jej opryskliwy nastrój. To było zbyt ważne, żeby przejmować się takimi szczegółami - Nie znałaś kiedyś przypadkiem dziewczyny o imieniu Malayn?
Głos musiał mu zadrżeć, kiedy o to pytał. Jednak imię Seanit nagle zaczęło mu coś mówić, podejrzewał wręcz, że owa kelnerka jest Seanit we własnej osobie. Dla niego jednak inne imię było ważne, przynajmniej w  tej chwili.

Arvi - 2007-07-02 20:07:20

Pan Rumianek gwizdnął cicho, wciąż w dobrym nastroju mimo nieuprzejmości kelnerki. Napracowała się, biedaczysko, w tym ciągłym hałasie i musi trochę odreagować, myślał z pobłażaniem. Wreszcie usłyszał, po co właściwie szukają Seanit. Przesyłka? No, nic zwyczajnego, chyba że w kopercie była jakaś przeklęta zeschła skóra węża, służąca do ozdabiania laleczek voodoo, ale szansa na to była znikoma. Zaś bardzo się zainteresował pytaniem I. Czyżby szukał swojej dawnej dziewczyny? Dobrze by mu to zrobiło, gdyby związał się z kimś...
Robiło się coraz ciekawiej, więc pan Rumianek przyglądał się całej sytuacji z zainteresowaniem.

Selene - 2007-07-06 22:59:32

Eleri była wyraźnie zaskoczona zachowaniem I., ale nie jej wyrokować na ten temat. Kelnerka zmrużyła lekko oczy, wpatrując się w kopertę, ale jednocześnie jej jakby nie widząc. Odchyliła się opadając na oparcie krzesła.
- Przekażę jej.
Eleri jednak nie była skłonna oddać listu osobom trzecim. To bylo zbyt ryzykowne, nawet na jej pojęcie.
- Ale.. - wykrztusiła w końcu, cofając nieco rękę.
Kobieta westchnęła, w sposób nie pozostawiający cienia wątpliwości, że i ona podjęła właśnie jakąś ryzykowną decyzję.
- Niech wam będzie. Ja jestem Seanit.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy z wyrazem twarzy "wtf?". Właściwie to nie miała podstaw, żeby nie wierzyć, szczególnie zażywszy na poprzednie zachowanie tej kobiety. W końcu podała jej kopertę, nieco oszołomiona obrotem spraw.
Seanit wzięła on niej list, nie spojrzawszy nawet na niego, zwróciła się do I.
- Czy każdy tutaj kogoś szuka? Czego od niej chcesz? - spytała podejrzliwie, z lekką drwiną.
- Wiem, gdzie jest i nic od niej nie chcę. Już nie - I. był wyraźnie zniecierpliwiony. - Chcę tylko wiedzieć, czy ją znałaś.
- Tak, znałam - odparła kobieta dla świętego spokoju - Ale ostatnio widziałam ją jakieś dziesięć lat temu lat temu.
- Trudno, żeby było inaczej...
- Nie rozumiem, co masz na myśli -Seanit miała już dość tej rozmowy - Ktoś jeszcze chce coś wiedzieć, skoro już robię za encyklopedię?
- Malayn nie żyje - powiedział I. dobitnie, niezrażony sarkazmem.
Kobieta po raz pierwszy była wyraźnie poruszona.
- Więc jednak ją dorwał - szepnęła chyba wyłącznie dla własnej wiadomości, ale dość wyraźnie by było ją słychać.
- Kto? - mimo, że szukał tej informacji, teraz I. był wstrząśnięty. Czyżby wszystko miało wyjaśnić się w tym miejscu?
- Orochiqaru - odpowiedziała, patrząc gdzieś w okno. Po chili zamrugała, jakby wracając do rzeczywistości. - No, czas na mnie.
I po prostu wstała, i wyszła.

Ismay - 2007-07-07 23:55:18

Adde sam się zastanawiał, kim jest ta tajemnicza Malayn, ale chyba nie wypadało sie teraz o to pytać I. Ważne, że znaleźli Seanit. Wprawdzie Adde jescze nie zdążył pomyśleć, co będą teraz robić, ale żal by mu było zostawiać swoich towarzyszy.
Wszyscy byli już porządnie zmęczeni, więc udali się do swoich pokoi. Skończyło się na tym, że Eleri miała pokój na własność, bo jest kobietą, pan Rumianek wywalczył również osobną kwaterę, bo potrzebuje dużo miejsca i spokoju podczas spania, więc Adde przypadło dzielić pokój z I. Wszystkie pokoje i tak były obok siebie, toteż mogli się bez przeszkód szybko komunikować w razie potrzeby.
Adde pierwszy wpadł do sypialni. Było to małe pomieszczenie, ledwo co mieszczące dwa przysunięte do siebie łóżka w prawym rogu, okrągły, drewniany stoliczek z wykrochmalonym białym obrusem i kominek z lewej, zaraz obok drzwi. W kominku paliły się leniwie kawałki drewna, jedyne, bo obok nie było żadnego zapasu, ale powinno im starczyć na całą noc. Ściany pobielono dawno temu, bo zdążyły już pożółknieć od fajkowego dymu, nosiły też liczne ślady bójek i brudnych butów, nie brakowało też zacieków. Okno znajdowało się pośrodku prawej ściany, z zaciągniętą ciężką, brudno-zieloną kotarą; karnisza nie przytwierdzono tuż nad wnęką, tylko zaraz pod sufitem, także tkanina spływała długą, zieloną wstęgą aż do podłogi. Mimo takiego zaniedbania na łóżkach była czysta, świeża pościel, a na owym stoliczku paliła się świeca na eleganckiej, pozłacanej podstawce z ręcznie rzeźbionym uchwytem. Nie brakowało też wielkiej miski z wodą, a obok wypłowiałego ręcznika. Adde wciągnął głęboko do płuc powietrze pełne kurzu, wilgoci ścian i nieco kwaskowate. Najpierw przypatrywał się kamiennemu kominkowi i mówił jakieś czułe słówka do płomieni na powitanie; zdawało mu się nawet, że ogień strzelił wyżej z radości. Podbiegł do okna - musiał ominąć stojący na samym środku stolik - i rozchylił nieco zasłonę, żeby wyjrzeć na świat, pełen o tej porze pijaków i nocnych bandytów. Ale dla elfa wszystko miało kolory tęczy. Puścił kotarę i ziewnął przeciągle, a potem mlasnął sennie językiem. Podszedł do miski, obmył ręce i twarz, wytarł się pobieżnie do ręcznika i przeciągnął się.
- Chyba chce mi się spać - oznajmił kominkowi i spytał I.: - Gdzie chcesz się położyć? Ja chyba pójdę na te łóżko przy ścianie.
Adde zdjął ubrania i zostawił tylko spodnie, które podwinął do kolan, tłumacząc, że lepiej mu się tak śpi. Adde nie był umięśniony. Jego klatka piersiowa wyglądała jak u nastoletniego chłopca, ale nie była aż tak zapadła. Matka zawsze mówiła mu, że jest byt chuderlawy i ma się lepiej odżywiać. Cóż, skoro je się wyłącznie to, co się znajdzie w lesie, trudno o nadwagę.
Adde uśmiechnął się przelotnie do I. swoim dawnym uśmiechem i wgramolił się na łóżko. Ułożył się wygodnie, kręcąc się przez chwilę, aż wreszcie przytulił się do koca i mruknął:
- 'Branoc, I.!
Zasnął prawie natychmiast, z lekkim uśmiechem zabłąkanym w kącikach ust.

Madzik - 2007-07-08 00:27:58

I. wzruszył ramionami i sam poszedł do okna. Wpatrzył usilnie w jakiś punkt na horyzoncie, ale tak naprawdę wcale go nie widział. Starał się ogarnąć myślą wszystko czego dowiedział się dziś wieczorem, a przy okazji wszystko inne, co wydarzyło się ostatnimi czasy. Okazało się to praktycznie niemożliwe, więc skierował myśli w jednym kierunku. To jednak okazało się jeszcze trudniejsze, więc I. dał sobie na dziś spokój z myśleniem. Tylko jakieś niezdefiniowane do końca formy myślowe i uczucia przemykały mu po głowie w niezwykle irytujący sposób - umykały, zanim zdołał się czegokolwiek uchwycić. Nie żeby był senny. Zmęczony, owszem, ale upłynęło mnóstwo czasu, od kiedy ostatnio chciało mu się spać.
Odwrócił wreszcie wzrok od nieciekawego widoku zza okna i odwrócił się z zamiarem, żeby się wreszcie położyć. Podszedł do łóżka, a jego wzrok zatrzymał się na Adde, który spał już w najlepsze. Chyba już nigdy nie zdołał do końca zdefiniować tego, co go wtedy uderzyło, ale wywołało całą wiązankę uczuć, które z trudem potrafił oddzielić jedno od drugiego. Był tam niepokój, coś na kształt lęku, coś zupełnie nowego (przynajmniej od dłuższego czasu) - troska i odpowiedzialność. Uśmiechnął się delikatnie, choć nie za bardzo wiedział, czemu. Ostrożnie, żeby go nie obudzić, przykrył Adde kocem, który ten zdążył już zupełnie zaplątać. Kiedy elf poruszył się we śnie, I. cofnął szybko rękę, jakby ktoś go na czymś przyłapał. W końcu sam się położył i gdyby zdążył się jeszcze nad tym zastanowić, zdziwiłby go fakt, że zasnął bez większych problemów, po raz pierwszy od wielu lat.

Arvi - 2007-07-08 19:17:41

Pan Rumianek obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca i czuł się tak rześko i świeżo jak one. Uśmiechnął sie do siebie i zanucił cicho stara jak świat melodyjkę. Ubrał się, umył i napakował słuszną porcję ziela, którego już mu zaczynało brakować, do swojej fajki. Pan Rumianek jak mógł, zaczynał dziś od palenia.
W świetnym humorze zszedł na dół, gdzie na razie był tylko łysy barman czyszczący kufle za ladą i Seanit zdejmująca krzesła ze stołów na podłogę. Nawet na niego nie zerknęła. Pan Rumianek wyszedł na chwilę na dwór i zaraz wrócił, bo przegonił go poranny ziąb. Usiadł na stołku przy ladzie i zaczął rozmowę z barmanem, żeby sobie urozmaicić czas do zejścia reszty towarzyszy.

Selene - 2007-07-08 19:53:17

Ten dzień nie różnił się wcale od wszystkich poprzednich, nie licząc tylko faktu, że Eleri nie tylko obudziła się bardzo wcześnie, ale udało jej się nawet zwlec z łóżka. Przemyła twarz, co na niewiele się zdało, a schodząc, całą uwagę poświęcała temu, żeby się nie stoczyć po schodach.  W końcu jakoś dotarła na równą podłogę. Seanit poniosła wzrok i skinęła na nią, żeby podeszła. Tak też uczyniła i zlękła się nieco widząc wyraz twarzy kobiety. Ta jednak nie była chyba w nastroju do wrzasków, a może po prostu było na to za wcześnie. Seanit nabrała głęboko powietrza.
- Słuchaj, przeczytałam to - zaczęła machając złożonym kawałkiem papieru. Eleri kiwnęła głową, chociaż roznosiła ją ciekawość, co też tak długo ze sobą nosiła. Jednak zamiast jakichkolwiek wyjaśnień, kobieta podsunęła jej list. Eleri spojrzała na nią pytająco.
- Proszę.
Dziewczyna wzięła list i rozłożyła go. Z każdą kolejną przeczytaną linijką jej oczy rozszerzały się ze zdumienia. W końcu przeczytała wszystko jeszcze dwa razy, zanim do jej zaspanego umysłu dotarła prawdziwa treść tych słów.
- Ale... - nie była aktualnie w stanie dokończyć tego zdania, ale coś należało chyba powiedzieć w tej sytuacji.
- Nie sądzę, żeby to był żart - odparła Seanit, przyglądając się Eleri badawczo.
Po chwili rozległ się dziwny dźwięk, jakby krzyk jakiegoś drapieżnego ptaka. Seanit poderwała głowę i zamrugała.
- Wynosimy się stąd - mruknęła, ciskając zabrudzony fartuch w kąt.
- Dokąd idziesz? - spytała Eleri, nie bardzo wiedząc, co się dzieje.
- Nieważne. Byle daleko - odparła, patrząc na nią wyczekująco.
- No to idę z tobą - stwierdziła Eleri, bo najwyraźniej tego od niej oczekiwano.
- W porządku. Chodźmy.
- Chwila! - Eleri czuła, że musi zaprotestować.
- Nie mamy czasu do stracenia - rzuciła Seanit naglącym tonem.
- To zajmie tylko chwilę.
Z tymi słowy podeszła do swoich niedawnych towarzyszy i ukłoniła lekko.
- Wygląda na to, że muszę już iść - zaczęła nie wiedząc za bardzo, jak wyrazić to wszystko co chciała - Dziękuje. Dziękuję za wszystko.
- Świetnie, miło było, a teraz, żegnajcie - przerwała jej Seanit i obie kobiety wyszły z karczmy.

Ismay - 2007-07-21 17:52:30

Adde z otwartymi ustami wpatrywał się w drzwi, którymi właśnie wyszły kobiety. W głowie mnożyło mu się mnóstwo pytań. Dlaczego Eleri tak nagle odchodzi? No i co oni teraz zrobią? Gdzie mają iść?...
Adde zaczął się bać, że rozpadną się i już nie zobaczy I. ani pana Rumianka. Przymknął usta i starał się opanować.
- Panie Rumianku... - zaczął niewyraźnie. - Co my teraz zrobimy?
Czuł się trochę jak po walce ze Szczurem. Tym razem rolę Akaćwoka odgrywała ponowna samotność.

Madzik - 2007-07-21 22:09:41

I. zamrugał, kiedy zatrzasnęły się drzwi. I jego dręczyło pytanie: dlaczego? Co skłoniło Seanit, która musiała przebywać tu już dość długo do tak gwałtownego odejścia? Dziwne było też, że zabrała ze sobą Eleri, ale to akurat nie było dla niego najważniejsze. Przypomniał sobie, że kiedyś usłyszał od pana Rumianka, że Seanit jest ścigana. W tym momencie I. interesował właśnie jej prześladowca.
- To chyba koniec - powiedział beznamiętnym tonem. To wszystko stało się tak szybko, a teraz?... Teraz będzie musiał znaleźć tego Orochiqaru, a Adde i pan Rumianek? Cóż, to w końcu ich zupełnie nie dotyczy.
- Na mnie już czas - dodał po dłuższym czasie, nie zdając sobie wcześniej sprawy, jak trudno wypowiedzieć te słowa. A jeszcze trudniej zrobić to, co świadczyły.

Arvi - 2007-07-21 23:13:36

Pan Rumianek sam nie wiedział, o co w tym niespodziewanym zajściu chodzi, ale jeśli Eleri odeszła z własnej woli - nie mógł się jej sprzeciwić. Wreszcie odnalazła Seanit i to się liczy. Pan Rumianek wiedział jednak, że sens ich wyprawy zniknął razem z zatrzaśnięciem przez kobiety drzwi. Rad by jeszcze więcej czasu spędzić z towarzyszami, a tu już I. oświadcza, że też idzie. Pan Rumianek aż zakrztusił się dymem porannej fajki, gdy to usłyszał.
- I., ledwo co Eleri odeszła, ty też już nas opuszczasz? - spytał z wyrzutem. - Ta dziewczyna przynajmniej miała ważny, racjonalny powód! Gotów jestem pomyśleć, że masz już nas po prostu dość, choć wcale myśleć tak nie chcę. Zostań z nami choć do popołudnia! - namawiał go pan Rumianek z zapałem. - Bo jeśli naprawdę zamierzasz odejść, to wpierw musimy urządzić porządne pożegnanie i przygotować cię solidnie do kolejnej wyprawy, co, Adde?
Pan Rumianek był pewien, że elf nigdzie się nie wybiera, a przynajmniej na razie. Zbyt się do niego przywiązał, by myśleć o tak rychłym końcu znajomości.
- Zresztą, ja mam sporo czasu, mnie się nigdzie nie spieszy - ciągnął dalej pan Rumianek. - Zawsze mogę spakować manatki i ruszyć w trymiga w następną podróż! no, chyba że sobie nie życzysz towarzystwa kogoś takiego jak my.
Spojrzał z ukosa na I. Pan Rumianek czasami doprowadzał ludzi do kłopotliwych sytuacji i wcale nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia.

Madzik - 2007-07-22 00:11:08

I. otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Próbował odpowiedzieć sobie na pytanie czy właściwie spodziewał się czegoś takiego, czy nie. Chyba jednak się nie spodziewał. Chyba myślał, że będą chcieli go zatrzymać... ale w taki sposób? Jeszcze kilka tygodni temu zapewne zareagowałby tylko wzruszeniem ramion,  jakimś ze swoich 'hmph' i zwyczajnie by sobie poszedł. Dlaczego tego nie uczynił? To już przechodziło jego pojęcie, nie zastanawiał też się na tym w ogóle. Jednak po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł, że musi się jakoś wytłumaczyć.
- Tu nie chodzi o mnie ani o to czy życzę sobie czyjegokolwiek towarzystwa. Mam coś do załatwienia - zaczął unikając spojrzeń towarzyszy. To chyba jednak nie wystarczy. I. nabrał głęboko powietrza. - Chcę znaleźć Orochiqaru... I zabić go - dodał, żeby wszystko było już jasne. - I nie chcę was w to mieszać.

Ismay - 2007-07-22 14:58:00

Nawet I. chce odejść? Oczy Adde zaszkliły się mimowolnie. Nie obchodziło go, po co I. pragnie zabić Orochiqaru, tylko dlaczego musi ich opuścić? Już?
- Nie chcesz nas w to mieszać? - prawie krzyknął Adde. - Ale, jak to! Jeśli wcale nas nie nie lubisz, to dlaczego chcesz iść sam? Dlaczego chcesz nas zostawić? Już Eleri sobie poszła, nie rób tego!
Adde sam był zaskoczony swoją reakcją, ale czuł, że to ostatnia szansa na zachowanie znajomości i nie zamierzał jej przepuścić. Bardzo lubił pana Rumianka, ale dwie osoby to za mało do kompanii. Zresztą, jeśli I. odejdzie, pewnie będzie ciągle smutny.
- Nie, nie mogę na to pozwolić! - Adde gwałtownie zerwał się ze stołka. - Idę do miasta, a jak przyjdę, to... to chcę cię tu dalej widzieć!
Elf odwrócił się na pięcie i wybiegł pędem z gospody. Przechadzka po uliczkach powinna mu pomóc zebrać myśli i sie uspokoić. Wszyscy go zostawiali, ale teraz przecież wydoroślał i wie, jak należy cenić przyjaźń. Wysoko.

Madzik - 2007-07-23 15:59:10

I. zacisnął usta. Był wściekły. Na siebie, na wszystko. Na siebie przede wszystkim dlatego, że nie wiedział co robić. Zawsze był zdecydowany, jeśli wiedział, że chce gdzieś pójść, po prostu szedł, nie oglądając się za siebie. Tym razem nie mógł. Nie przywykł, że ktoś mówi mu, co ma robić. Nie przywykł, że ktoś reaguje w ten sposób, na perspektywę utraty jego towarzystwa. Już dawno obiecał sobie nie przejmować się niczym i do niczego nie przywiązywać. A teraz? Odszedłby bez słowa, a jakże, ale za późno. Nie teraz, kiedy już się zaangażował. Z drugiej strony... nie może zostać. Nie mógł znieść myśli, że osoba, która stoi za... tym wszystkim, po prostu sobie żyje gdzieś tam na świecie i - być może - wyrządza jeszcze więcej zła. I. nie wiedział, co robić. W porządku, zostanie. Ale na jak długo?

Arvi - 2007-07-23 16:55:59

Pan Rumianek przyglądał się całej sytuacji z lekkim rozbawieniem.
- Fiu-fiu! - gwizdnął, przyglądając się I. - No, chłopak najwyraźniej się przywiązał... Rozumiem, że zostajesz z nami więcej nawet niż do popołudnia, hm? To może zamówimy sobie coś, żeby polepszyć myślenie, i zaplanujemy podróż? W końcu najlepszym wyjściem jest zabrać nas ze sobą, I.
Pan Rumianek był już wielce uradowany, tylko przemknęło mu przez myśl, czy Adde przypadkiem nic się nie stanie, ale wolał go zostawić samego. No, Adde, potrafisz dokonywać cudów, chłopcze! - pomyślał z podziwem pan Rumianek o elfie.

Selene - 2007-07-27 17:15:39

Na bruku pod jakąś obskrobaną ścianą leżało pudełko. A może to była drewniana skrzynka? Trudno odgadnąć, gdyż ów przedmiot był tak poszarzały i brudny, że ze stuprocentową pewnością można stwierdzić tylko, że miał cztery ścianki i dno. Było też prowizorycznie zamknięte. Na jednej ze ścianek - tej najlepiej widocznej od ulicy - widniał napis: PRZYGARNIJ, zamazany już nieco, ale wciąż czytelny. Jednak drzemiąca wewnątrz istota nie miała bladego pojęcia, co tam pisze, nie obchodziło jej też to zupełnie. Mało tego, nie zastanawiała się też nad tym z czego zbudowane jest jej schronienie ani skąd się tam wzięła. Może tylko tyle, że było dość niewygodne. Stworzonko nie narzekało na ten dyskomfort, nie skarżyło się wcale - bo przecież spało.

Ismay - 2007-07-29 22:20:52

Adde wybiegł z gospody i wmieszał się w tłum. Nie było już czuć porannego chłodu, słońce zaczynało grzać. Elf westchnął i włożył ręce do kieszeni. Pozwalał, by mijający go ludzie trącali go łokciami i popychali, całe to zamieszanie sprawiało, że był anonimowy - nikt go nie znał, nikt nie spoglądał na jego smutną twarz. Chłopak nie krył się nawet z ocieraniem dwóch łez, bo przed kim ma grać? Wszyscy widzowie weszli na scenę, a przedstawienie trwa.
- Oj, Adde - zanucił cicho słodkim głosem - źle ci było wcześniej? Masz nauczkę. Ale rozchmurz się, dobrze? Nie ma sensu w smutku. - Nagle wygiął usta w grymasie żalu. - Nie obchodzi mnie, czy jest sens. Ja sam nie mam sensu, więc mogę robić rzeczy bezsensowne. Bądź cicho i nie dokuczaj mi więcej!
Przez chwilę szedł między straganami, gdzie przekupki wrzeszczały, że u nich najtańsze pomidory, tutaj najlepsze piwo, a tam największa fasola. Przypatrywał się im, bo nie miał na czym zawiesić wzroku; budynki były odrapane, niektóre okna ziały pustką, a na klatkach schodowych leżeli pijani mężczyźni w kałużach moczu.
- Hej, Adde - odezwał się nagle gładkim głosem - a może znów pójdziemy w świat? Drzewa zdają się być milsze od ludzi, a zgiełk miasta w niczym nie przypomina uspokajającego szumu fal. Wolisz naturę, prawda? - Nastąpiła chwila ciszy, potem Adde westchnął cicho i rzekł na wydechu: - Muszę pomyśleć.
Przebrnął przez ludzki gąszcz i wetknął głowę w mniej uczęszczaną uliczkę, wybrukowaną grubo ciosanym kamieniem. Wszedł i potknął sie o coś. Najpierw pomyślał, że to jakiś śmieć, ale ze zdumieniem stwierdził, iż z pudełka leżącego pod ścianą wydobywa się stłumiony pisk. Adde schylił się z zaciekawieniem i zauważył napis PRZYGARNIJ.
- Co mam przygarnąć? - spytał i przysunął bardziej pudło do siebie, by rzucić okiem na zawartość. - Haa...?
W środku spokojnie leżał mały smok. Adde przykucnął i otworzył szeroko oczy, bo nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. Stworzonko właśnie ziewało, rozdziawiając pyszczek do granic możliwości i ukazując ostre jak igły ząbki. Adde nie był pewien, czy jego łuski naprawdę miały taki srebrzysty odcień, czy to tylko cień dawał takie wrażenie. Z główki wystawały maleńkie różki, a po bokach sterczały spiczaste uszka; po chwili smok zatrzepotał swoimi skrzydełkami jak kura. Maleństwo wpatrywało się w elfa z ożywieniem swoimi dużymi, szarymi oczami.
- Jesteś smokiem? - Adde uśmiechnął się ciepło. - Pewnie tak. Ja mam na imię Adde. Dlaczego siedzisz tutaj sam, bez opieki? Jesteś jeszcze małym smokiem, chyba nie potrafisz na razie zionąć ogniem, co? No, nie mogę cię tu tak zostawić, ktoś może cię przypadkiem uderzyć... No, dobrze, przygotuj się na podróż!
Adde bez zbędnego namysłu postanowił wziąć smoka ze sobą. Chociażby dlatego, żeby nie zostawić go na pastwę losu. Wziął więc płaszcz, który miał narzucony na ramiona, i okrył nim zwierzątko. Podrapał go na czubku głowy i ostrożnie podniósł. Nikt nie mógł widzieć, że niesie smoka, więc przytulił go do piersi i w miarę szybko pokonał trasę do gospody. Z szerokim uśmiechem wkroczył do środka. Pan Rumianek i I. ciągle siedzieli przy stole.
- Patrzcie, kogo mam! - zawołał przejęty Adde i podszedł do towarzyszy. - Jest taki kochany i wcale niegroźny, mogę go zatrzymać, panie Rumianku, mogę? Zaraz mu przyniosę wodę i jedzenie, pewnie jest głodny...
- Adde, chłopcze, o czym ty mówisz? - spytał przestraszony pan Rumianek, myśląc, że Adde postradał zmysły.
- A tak, przepraszam... O nim! - rzekł elf i odsunął płaszcz, odsłaniając pyszczek małego smoka.

Madzik - 2007-07-30 13:38:16

-Adde... Skąd ty to wziąłeś? - spytał I. niepewnie wpatrując się w smoka ze zmarszczonymi brwiami. Tak naprawdę nigdy wcześniej nie widział smoka... Jak i wielu rzeczy, o których tylko się mówiło. Ale... to wydawało się jakieś nierzeczywiste, żeby jeden (w dodatku całkiem mały) był sobie na ulicy, akurat tutaj. I. jednak zdążył już zrozumieć, że w tym towarzystwie przestało istnieć coś takiego jak zasada prawdopodobieństwa, co jednak wcale nie znaczyło, że się z tym pogodził. Cały świat jaki znał i do jakiego przywykł został z czasem wywrócony do góry nogami i to nie wyglądało na zmianę tymczasową, wcale nie zapowiadało się, że za kilka tygodni wszystko wróci o niejakiej "normy". Ale miniaturka smoka to już przegięcie.

Arvi - 2007-07-31 17:33:42

- Adde, chowaj go, chowaj go! - szepnął szybko pan Rumianek, ponaglając go gestami. - Nikt nie może go zobaczyć!
Pan Rumianek rozejrzał sie dyskretnie, czy ktoś ich obserwuje i wstał z krzesła.
- No, to my chyba już podziękujemy za gościnę! - zawołał wesoło i zapłacił gospodarzowi. - Zbieramy się, już!
Dopiero gdy wyszli z baru i dotarli do granic miasta - Adde wciąż przyciskał do piersi zawiniątko ze smokiem - pan Rumianek wytłumaczył, że smoki nie są mile widziane przez ludzi, bo kojarzą je ze zniszczeniem.
- Dobrze, w takim razie idziemy dalej, gdzie nas nogi poniosą! - zawołał raźnie pan Rumianek. - Później pomyślimy, co zrobić ze smokiem - dodał, widząc niepewną minę Adde.

Selene - 2007-07-31 18:04:02

Smok zaczął się lekko szamotać. Nie za bardzo wiedział co się dookoła niego dzieje. wydostał się  tego przeklętego pudła - nareszcie. Ale teraz groziło mu przyduszenie. Na moment znieruchomiał ze stoickim spokojem zastanawiając się, jak zakomunikować ten drobny fakt światu i jaką mową posługiwały się najbliższe elementy otoczenia. Chyba w końcu trafił na odpowiedni ton.
- Ciemno! Duszę się! - wrzasnął z nadzieją na zrozumienie i zamachał dziko skrzydłami, przez co zaplątał się tylko w płaszcz Adde. Nie lubił tego, nie lubił kiedy go nieśli, a przynajmniej nie owiniętego w płaszcz i odciętego od rzeczywistości. W końcu jakoś wyswobodził się z materiału i z objęć elfa. Mrugał zawzięcie przyzwyczajając oczy do ostrego światła słonecznego i odetchnął głęboko. Zupełnie o otwarcie i z  ogromnym zainteresowaniem przyjrzał się trójce dwunogów, w których towarzystwie się znalazł. Wyszczerzył maleńkie kły, co  przypadku smoka o normalnych rozmiarach, byłoby przerażającym smoczym odpowiednikiem uśmiechu.  W tym przypadku jednak, można ten gest było uznać za zabawny. Smok (jego anoniomowość wkurza i mnie, ale trudno) miał wrażenie, że tym jednym uważnym spojrzeniem wyrobił sobie pewną opinię na temat swoich nowych towarzyszy, ale to jeszcze nic pewnego. Mimo wszystko, teraz już się go nie pozbędą.

Ismay - 2007-08-01 17:44:07

Adde aż zamrugał z zaskoczenia.
- Ty potrafisz mówić? - spytał smoczątko pełnym zdumienia głosem. - To, to... wspaniale! Przepraszam, że tak cię musiałem nieść, ale pan Rumianek powiedział, że nikt nie może cię zobaczyć, więc widzisz...
Adde z roztargnieniem zmierzwił sobie i tak niepoukładane, jasne włosy z wesołym uśmiechem na twarzy.
- No, panie Rumianku, to idziemy, bo trzeba trochę bardziej się oddalić od ludzi i rozejrzeć się po okolicy! - rzucił Adde radośnie, jakby umiejętność smoka do mówienia była tyle ciekawa, co fajerwerki na Nowy Rok.

Madzik - 2007-08-01 18:53:02

"Rozglądanie się po okolicy" obejmowało nieco tylko wolniejszy marsz naprzód, przynajmniej ze strony I., który jeśli już coś podziwiał, to mech pod swoimi stopami. Nie miał jednak nic przeciwko, nie spieszyło mu się nigdzie. Przynajmniej na razie. Poniósł wzrok - znowu drzewa. Nie las, po prostu kilka kęp rozsianych bez ładu i składu gdzie nie sięgnąć wzrokiem. I. nie miał nic do drzew. Tolerował je jak wszystko na tym świecie, co specjalnie mu nie przeszkadzało. Z oddali dobiegał stłumiony szum jakiejś rzeki. Dotarli do niej, stwierdzając, że przecinała idealnie obrany przez nich przypadkowo szlak. Słońce zachodziło już malowniczo, odbijając w bystrej wodzie intensywne barwy od złota po głęboki fiolet. Najrozsądniej byłoby chyba zostać tu na noc, a nazajutrz zdecydować,  którym kierunku podążyć dalej.

Arvi - 2007-08-01 19:19:42

Pan Rumianek zbadawszy sytuację, postanowił na miejscu przenocować, a dopiero jutro spróbować przeprawić się przez rzekę.
- A tak w ogóle, tu jest całkiem przyjemnie - dodał pan Rumianek. - Wody pod dostatkiem, a tam, pod tą kępą sosen jest równiutko jak na stole. No, to rozkładamy manatki i odpoczywamy, chłopcy!

Madzik - 2007-08-01 20:02:05

I. nie pozostał długo przy 'obozowisku'. Ściemniało się coraz szybciej, zrobiło się też trochę chłodno, ale to mu niespecjalnie przeszkadzało.
- Idę się przejść - oznajmił i nie oglądając się, poszedł. Szedł bardzo powoli, wzdłuż rzeki, która o dziwo wcale nie była specjalnie głośna, tylko przez względnie płaski teren się niosło. Teraz, kiedy był sam, pozwolił swoim oczom pobłądzić trochę. Nigdy nie był specjalnie wrażliwy na piękno swojego otoczenia, tak więc rozglądał się nie widząc. Kiedy jako tako ocknął się z tego stanu, zauważył że dotarł do miejsca, gdzie drzewa rosły nieco gęściej, a rzeka rozlewała się w niezbyt imponujących rozmiarów jeziorko. Jego tafla marszczyła się delikatnie migocąc skradzionymi światełkami pierwszych gwiazd. I. jednak nie przystanął i nie zachłysnął się tym widokiem, właściwie nie zwrócił na niego większej uwagi, przytłoczony własnymi, nie proszonymi wcale myślami. Uświadomił sobie, że cokolwiek kiedykolwiek zrobił było poddawane ścisłej analizie, że zupełnie naturalnie i automatycznie potrafił prześwietlić jakąś sprawę czy decyzję kilka razy, zanim naprawdę uformowała się w jego głowie. Szedł dalej po miękkiej trawie, zastanawiając się jednocześnie, jak by to było zrobić coś absolutnie spontanicznie, nie rostrząsając tego wstępnie pod wszystkimi możliwymi aspektami. W końcu jednak nasz wielki myśliciel zganił sam siebie, stwierdzając, że bardzo by tego żałował i tyle by z całej sprawy wyszło. Było to jakby ucięcie tej dyskusji - chociaż może 'rozterka'  byłaby odpowiedniejszym tu słowem - ale wątpliwość pozostała, jakkolwiek I. ignorował jej istnienie, całą siłą swojej niepokonanej ignorancji.

Ismay - 2007-08-01 21:00:52

Adde tym razem nie pomagał za bardzo przy noclegu, przez większość czasu bowiem stał z rękami założonymi za głowę i obserwował zachód słońca. Podczas dnia słońce świeciło za mocno, by na nie patrzeć, więc korzystał z okazji, ilekroć zapadał zmrok. Już dawno zapomniał o swoim wybuchu dzisiejszego poranka, teraz po prostu był szczęśliwy i o niczym nie myślał, bo nie widział żadnego powodu w zamartwianiu się o cokolwiek. Kołysał się w przód i w tył na piętach, w rytm nuconej melodii, która właśnie wpadła mu do ucha. Choć słońce już zaszło jakiś czas temu, a błękit nieba zasłonił granat nocy, elf ciągle stał i wpatrywał się w coś odległego z zastygłym uśmiechem na ustach. Wreszcie wyrwał go z zamyślenia powiew chłodu.
- Hej, panie Rumianku, a gdzie I.? - spytał pana Rumianka, rozejrzawszy się po okolicy. - Poszedł sobie?
- Aha - mruknął sennie pan Rumianek, szturchając kijem drewna w ognisku. - W tamtą stronę. Ale wracaj szybko, Adde, musisz odpocząć.
Pan Rumianek ziewnął i ułożył się do snu. Adde nie był na razie senny, więc poszedł w kierunku, który wskazał pan Rumianek. Nie chciał mącić nocnej ciszy, toteż stąpał ostrożniej niż zwykle, szeptając po drodze do ukołysanych wiatrem drzew. Po dłuższej chwili doszedł do miejsca, w którym rzeka obficie rozlewała, tworząc maleńkie jeziorko, w którym odbijało się światło gwiazd i cienkiego sierpa księżyca. Ku jego zdziwieniu, tuż obok brzegu stał zamyślony I. Adde pomyślał wtedy, że I. wygląda inaczej niż zwykle, gdy stoi tak nieruchomo wśród nocnych dzięków lasu i rzeki, a jego czarne włosy rozwiewa lekki wietrzyk. Wyglądał tak... spokojnie.
- Piękna noc, co, I.? - zagadnął przyciszonym głosem, jednak na tyle głośno, by I. usłyszał. - Bardzo spokojna, nawet ryby się nie odzywają spod wody.
Na twarzy elfa rozkwitł promienny uśmiech, zdolny rozproszyć najgęstszy mrok swoim urokiem.

Madzik - 2007-08-04 14:55:41

I. obejrzał się. No, tak, ani momentu w samotności... To dobrze, czy źle? Właściwie nigdy ten fakt mu nie przeszkadzał, ale teraz uznał, że stanowczo za dużo myśli. Na pewno nie każdy tak ma, a inni przecież jakoś żyją. Jeśli za każdym razem, kiedy zostanie sam ma się tylko kłócić ze sobą, to może faktycznie lepiej, jak ktoś mu w tym poprzeszkadza, bo w końcu się psychicznie wykończy...
- Co tu robisz, Adde? Nie powinieneś już spać? - rzucił I. beznamiętnie, chyba tylko po to, żeby powiedzieć cokolwiek, a nie - powiedzmy - dogryźć elfowi. Spojrzał na Adde znacząco, ale po chwili przeniósł wzrok na wodę, czy gdzieś tam przed siebie.

Ismay - 2007-08-05 15:51:38

Adde zaśmiał się cicho i podszedł bliżej do I.
- Rzadko potrzebuję snu dla odpoczynku, ja raczej śpię dla samych snów - rzekł Adde i splótł ręce za plecami. - Ale teraz nawet moje sny nie dorównują rzeczywistości, więc ostatnio śpię już z nudów.
Elf najwyraźniej nie wiedząc już, co robić z rękami, zmierzwił sobie z zakłopotania włosy, a potem przysiadł na spróchniałym pniu drzewa. Coś w tej atmosferze sprawiało, że czuł się zmieszany, niepewny. Podkulił nogi, skrzyżował ręce na kolanach i oparł na nich podbródek. Westchnął cicho i przymrużył oczy. W dzieciństwie, gdy przybijali do brzegu, zawsze siadywał w południe na plaży i przypatrywał się oceanowi; pewnego razu odkrył, że przymykając oczy, widzi promienie słoneczne skupione w wiązki, które odbijały się od powierzchni wody. Wyglądało to jak prawdziwy słoneczny atak z nieba. Potem siadał właśnie w takiej pozycji i z zamkniętymi oczami próbował wyczuć, jak promienie trafiają w jego ciało. Niestety, długo nie mógł się skupić, toteż wszelkie próby spełzały na niczym.
Teraz przymknął oczy w nadziei, że spostrzeże delikatne światło gwiazd, odbijające się w rzece. Jednak gwiezdne promienie były zbyt subtelne, zbyt nikłe, by można je było dostrzec gołym okiem.
- Hej, I., widziałeś kiedyś czyste promienie gwiazd? - zagadnął Adde, nie podnosząc wzroku. - Umiem tylko łapać światło słoneczne, jak się odbija w wodzie, ale choć księżyc też się odbija, to nie widzę jego promieni. - Zamknął oczy i po chwili dodał: - Ani trochę go też nie czuję. Tylko chłód, ale to chyba nie z światła księżycowego, no nie, I.?

Madzik - 2007-08-23 17:22:59

I. nie odpowiedział. Nawet nie do końca dotarł do niego sens tej wypowiedzi, ale jako, że milczał zazwyczaj, wcale nie dał tego po sobie poznać. Sam wpatrzył się w niebo. Gwiazdy jaśniały wśród otaczającej je aksamitnej ciemności, niektóre bardziej inne mniej wyraźnie. Wzrok półelfa ślizgał się nieprzytomnie pomiędzy nimi, powracając czasem do co jaśniejszych. I. zamrugał wdychając głęboko chłodne nocne powietrze i powrócił na ziemię. Cisza opadła niczym ciężki płaszcz, nie przynosząca wcale uszom ukojenia, ale dziwnie przytłaczająca. Szum wiatru w koronach pobliskich drzew i szmer wody w rzece były słyszalne, ale jakby należące do innej rzeczywistości, jak słyszane zza zamkniętych drzwi. I. usiadł na trawie wsłuchany w tę ciszę, tak irytującą, że to dziwiło nawet jego samego. To nienaturalne, kiedy jest tak cicho, a przynajmniej kiedy Adde jest w pobliżu. Jakby tego było mało, zamiast się jakoś ustabilizować, to milczenie z każdą chwilą stawało się coraz bardziej krępujące.
- Adde... - zaczął, kiedy już nie mógł tego znieść na tyle, żeby samemu się odezwać. - Eee...Masz coś we włosach - powiedział marszcząc lekko brwi, a jego spojrzenie padło na niewielki ciemny obiekt, dość rzucający się w oczy. Wyjąwszy owo "coś" z nieco splątanych włosów elfa, I. zauważył, że nie jest to nic groźniejszego od najnormalniejszej na świecie gałązki, wręcz, że jest to gałązka we własnej osobie, strącona zapewne w drodze wzdłuż rzeki.

Ismay - 2007-08-23 20:55:13

Adde otwarł oczy i ze zdziwieniem popatrzył na I. oraz na małą gałązkę, którą trzymał w ręku. Potrzebował paru sekund, by powrócić do rzeczywistości i by przypomnieć sobie, co I. mówił przed chwilą. Dopiero wtedy podniósł głowę i uśmiechnął się do półelfa, po czym sam zmierzwił sobie włosy.
- Nie musiałeś, pewnie spadłaby, gdybym się położył - powiedział. - Ale... dziękuję. Ano, jakoś mi się chłodnawo zrobiło. - Potarł energicznie ramiona. - To pewnie przez ten wiatr.
Wstał, otrząsł się z zimna, przeciągnął szybko.
- Może już chodźmy, bo pan Rumianek może się o nas martwić... Poza tym czeka na nas nasze stworzonko! - Uśmiechnął się wesoło. - Właśnie, musimy mu nadać jakieś imię! - Przeskoczył lekko przez pień i wyciągnął rękę do I., choć coś mu mówiło, że półelf nie raczy nawet na niego spojrzeć, tylko pójdzie dalej; ale nie przeszkadzało mu to. - Może ty go nazwiesz, co? Masz sporo czasu na myślenie, bo pewnie ciągle myślisz, przecież tak mało mówisz, no nie? Ach, żartowałem tylko, nie gniewasz się, co?
Elf w końcu zrezygnował z dobrej chęci i chuchnął w dłonie. Już zaczął się zastanawiać nad imieniem dla smoka.

Madzik - 2007-08-26 17:57:51

I. rzucił jeszcze jedno nieokreślone spojrzenie przed siebie.
- Hmph - "odpowiedział" wymownie, wyrażając w ten sposób - jak miał nadzieję - kompletny brak entuzjazmu, czy choćby zainteresowania, w kwestii smoczego imienia. Cała reszta mogła równie dobrze pozostać bez werbalnej odpowiedzi. Zrobiło się już strasznie ciemno. Niewielki skrawek księżyca zdążył skryć się za horyzontem; światło gwiazd siłą rzeczy nie mogło wystarczyć do rozproszenia mroku. I. zaczął się ponuro zastanawiać, którędy on tu właściwie przyszedł - ostatecznie był duchowo nieobecny, jak zwykle zresztą. W chodzeniu nie było nic wystarczająco fascynującego, żeby trzymać się rzeczywistości.

GotLink.pl