Pan Rumianek z uśmiechem podszedł do I. i zwrócił się do niego rześkim tonem:
- No, proszę! Adde, nikt nie będzie musiał na razie zdobywać pieniędzy, bo mamy pewien zapas, prawda, panie I.? Proponowałbym też, żeby ktoś najbardziej doświadczony przechowywał nasze fundusze...
Pan Rumianek lubił mieć pod kontrolą takie rzeczy. "Będę musiał jakoś przekonać Helmuta, żeby zgodził się na te osiemdziesiąt sztuk", pomyślał z lekkim niepokojem. Helmut bowiem, jak pan Rumianek, lubił się targować. I był w tym niezły.
Offline
Eleri
Kiedy już jako-tako się uspokoiła, Eleri spuściła wzrok. I. zdawał się tym nie przejmować, ale ona nie chciała, żeby zabierać komuś wszystkie oszczędności tylko z jej powodu. Ale nie było czasu, a ona nie miała nic do powiedzenia. Ostatecznie skoro I. nie ma nic przeciwko... to w końcu jego pieniądze, a nie wyglądał na kogoś, kto specjalnie by się poświęcał, by komuś pomóc... No jeśli tak...
- To idziemy? - spytała najpewniejszym tonem, na jaki było ją stać. Mimo, że ona w tym mieście nie znała zupełnie nikogo, to pozostawało jej mieć nadzieję, że ktoś będzie coś wiedział.
Offline
Adde aż rozrywała chęć działania. Pragnął natychmiast biec do owego Helmuta, dowiedzieć się czegoś o tej kobiecie i lecieć szybko, na skrzydłach wiatru! w nieznane ale fascynujące krainy. Na razie jednak Adde podszedł do pana Rumianka i I.
- Panie Rumianku, panie Rumianku... Możemy już iść? - spytał niecierpliwie i pociągnął bez pytania pana Rumianka za ręką, przy czym musiał sie schylić. - Lepiej nie tracić czasu!
Drugą rękę wyciągnął przyjaźnie do I.
- Ty też idziesz ze mną, panem Rumiankiem i panią Eleri, prawda? - uśmiechnął się niewinnie.
Offline
I. Mou
Twarz I. nie wyrażała niczego. Może oprócz lekkiego zniecierpliwienia. Bez słowa oddał panu Rumiankowi swoją sakiewkę, a na słowa Adde zareagował tylko skinieniem głowy. Nie spojrzał nawet na jego wyciągniętą rękę, odwracając się w innym kierunku. Musiał jednak przyznać rację Adde, nie ma co tracić czasu.
- Taa... Chodźmy...
Offline
Pan Rumianek z zadowoleniem przyjął pieniądze i niepostrzeżenie cofnął rękę z dłoni Adde. Sakiewkę schował głęboko za pazuchą.
- No, to w drogę towarzysze! - rzekł i ruszył w stronę rynku miasta z uśmiechem na ustach.
Pan Rumianek zawsze był weselszy, mając pełną kiesę pod ręką.
- Ach, Adde - zwrócił się do elfa idącego tuż za nim. - Zrób coś dla mnie, chłopcze: u Hemluta lepiej milcz, dobrze?
Offline
Eleri
Eleri rozchmurzyła się nieco, kiedy znów ruszyli w drogę. Ze spuszczoną głową zamykała niewielki pochód, jednak po raz pierwszy na jej bladej twarzy przemknął cień prawdziwego uśmiechu. W końcu nie było sensu się załamywać, dopóki był chociaż cień szansy na powodzenie. Cieszył też ją fakt, że znalazła pomoc. I to nie byle jaką, bo dziewczyna czuła, że jeśli dalej tak będzie to nie będzie w stanie powstrzymać się od śmiechu. Miło było dla odmiany popatrzeć, jak Adde próbuje wycisnąć z I. więcej niż pięć słów i jak nie za bardzo mu się to udaje. No, ale skoro ona sama była już bliska śmiechu, to kto wie, może jednak się uda... Jednak po chwili Eleri musiała się zastanowić, czy I. śmiał się kiedykolwiek i czy w ogóle potrafi... No, ale w końcu musi być jakiś powód, dla którego on jest taki...
Offline
Adde przytaknął panu Rumiankowi. Skoro ma milczeć, to będzie milczał! Zmarszczył brwi i zamknąć usta. Długo jednak nie wytrzymał.
- Hej, I. - uśmiechnął się do półelfa. - Czy ja cię już kiedyś nie widziałem? Może w jakimś porcie... Ale nie mam bardzo dobrej pamięci, więc mogłeś mi wylecieć z głowy.
Coś w I. nie dawało spokoju Adde. Jego tajemniczość, małomówność... a może po prostu te chłodne zobojętnienie dla wszystkich? Elf nie wiedział co, ale chciał mu jakoś pomóc.
- To może zrobimy tak... - odezwał się nagle. - Jeśli ja nic nie powiem przez całą drogę do pana Helmuta, to ty wreszcie się odezwiesz, hm? Miło by było, I.
Offline
I. Mou
I. spojrzał chłodno na Adde. O co mu chodzi? Gdyby kiedyś spotkał tak... żwawą osobę, na pewno na długo by to zapamiętał.
- Nie przypominam sobie, żebym kiedyś cię widział - rzekł obojętnie.
Jednak, kiedy elf, choć obiecał milczenie, dalej nie przerywał mówienia, I. wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie wiem, czy chcę opowiadać o sobie komuś, kogo poznałem dziesięć minut temu - zauważył, jednak w jego głosie zabrzmiała lekka ironia.
"A to, że tobie się usta nie zamykają, to nie znaczy, że każdy jest tak samo wygadany" - miał już na końcu języka, ale zamiast tego dodał tylko hmph. Jednak entuzjazm elfa przypominał mu kogoś. Kogoś, o kim I. wolałby zapomnieć...
Offline
Pan Rumianek nie zwracał zbytniej uwagi na "rozmowę" Adde i I. Bardziej przejmował się złotymi, lśniącymi monetami w sakiewce. Nigdy nie uważał siebie za kogoś, kto goni za pieniędzmi, ale zawsze mawiał "dobrego nigdy za wiele". I to było jego mottem życiowym.
Nie chciał teraz marnować porcji ziela, więc zaczął sobie podśpiewywać swoim zwyczajem pod nosem. Przy drugiej zwrotce, gdy zaczął się już rozkręcać, zobaczył znajomy spiralny kształt schodów, które prowadziły, zdawało by się, prosto w ziemię. Gdy podeszli bliżej, ich oczom ukazał się mały obskurny domek z zadymionym niskim kominem i wiele razy reperowanym dachem, tak różny od schludnych domów w tej dzielnicy. Schody były tuż pod drzwiami chatki.
- Jesteśmy na miejscu! - rzekł pan Rumianek. - Uważajcie na tych schodach, są wysokie. Adde, lepiej się schyl, bo jeszcze wrócisz skrócony o głowę...
I pan Rumianek wkroczył pewnie na stopnie.
Offline
Eleri
Eleri ucieszyła się, że dotarli już do swojego tymczasowego celu, a jednocześnie wmawiała sobie, że nie będzie to tylko strata czasu. Spojrzała jeszcze kątem oka na Adde, zastanawiając się, jak mu pójdzie zachowanie milczenia. Dość niepewnie wkroczyła na schody, kiedy te jednak nie zaczęły skrzypieć, tudzież wydawać z siebie innych podejrzanych odgłosów, przyspieszyła kroku. Przez cały czas szczerze wątpiła, żeby ów Helmut wiedział cokolwiek na nurtujący ją temat, ale dopóki istniało chociażby najmniejsze prawdopodobieństwo, Eleri musiała to sprawdzić.
Offline
Adde przyjął za punkt honoru milczenie podczas wizyty u Helmuta i z całego serca chciał go dopełnić. Dlatego też przy wejściu na schody nie tylko schylił głowę, ale też zmarszczył brwi i zacisnął usta, co jednak wyglądało na tyle komicznie, że może nawet sam I. nie wytrzymałby i roześmiałby się. Niestety I. szedł za Adde, toteż nie mógł zobaczyć wyrazu twarzy elfa.
W miarę schodzenia wgłąb ogarniał ich coraz to gęstszy mrok. Adde z natury nie bał się ciemności, ale nie znosił stworzeń buszujących pod osłoną mroku, a konkretniej - wielkich, tłustych, wyliniałych szczurów.
A właśnie usłyszał z dołu znienawidzone popiskiwanie. Albo tylko mu się wydawało? Nie, jeszcze jeden pisk... Adde otworzył szeroko i z przerażeniem swe jasne oczy. Był bliski paniki.
Offline
I., widząc, że Adde przystaje, postąpił podobnie, choćby tylko po to, żeby się z nim nie zderzyć.
- Co jest? - spytał unosząc brew, gdyż, jak mógł dostrzec ponad ramieniem elfa, pan Rumianek i Eleri idą dalej, nie przejawiając jakichkolwiek oznak niepokoju (no, może nie do końca), jak to było w przypadku Adde. Kiedy ogarniający mrok zaczął napierać już w bardzo nieprzyjemny sposób na oczy, I. sięgnął do kieszeni i wyjął z niej niezbyt długi patyczek, który po potarciu zaczął jarzyć się słabym światłem. Światłem, które tym jaskrawiej uwydatniło wyraz przerażenia na twarzy elfa. Zaskoczony I. rozejrzał się, ale nie dostrzegł niczego, co byłoby warte strachu.
Offline
Pan Rumianek już w parę sekund po wejściu na schody żałował, że nie wziął ze sobą jakiejś podręcznej pochodni. Ale nie było już sensu się wracać, przecież to tylko chwila w ciemności, a schody choć strome, to pewne. Ewentualnie jak coś zauważy, to będzie ostrzegał towarzyszy za sobą. Szli w kolumnie: pan Rumianek jako najbardziej doświadczony na przedzie, za nim Eleri, potem Adde a na końcu I.
Pan Rumianek ostrożnie schodził w dół, badając stopą najpierw każdy stopień. Nagle przed oczami, dwa stopnie w dół, mignęła mu jakaś mała sylwetka. A może mu się wydawało?... Niziołek zignorował to i wciąż schodził. No, jeszcze minutka i już będą u starego Helmuta Pierwszego Chciwego, jak go często nazywano na mieście, a o czym pan Rumianek nie wspomniał swym towarzyszom.
Offline
Eleri obejrzała się przez ramię, widząc kątem oka słabe światło. I. i Adde zostali dość daleko w tyle, chciała jakoś zatrzymać pana Rumianka, żeby sprawdzić, co się dzieje. Na niej również cały ten korytarz nie robił najlepszego wrażenia. Czyżby rzeczywiście było tu jakieś paskudztwo? Dziewczyna wzdrygneła się mimowolnie na myśl o czymkolwiek czającym się w tych ciemnościach.
- Daleko jeszcze, panie Rumianku? - spytała, wciąż oglądając się, a kiedy ani I., ani Adde się nie ruszył, sięgnęła do rękojeści miecza, jednak nie słyszała żadnych odgłosów walki. Tylko ciche popiskiwanie... jakiegoś gryzonia. Nastawiła uszu, niezbyt wyraźnie, ale zawsze, słysząc skrobanie maleńkich pazurków po kamiennych schodach.
Offline
Adde obejrzał się na I. Do jego wrażliwych uszu znów dobiegł pisk i chrobot.
- One tam są! - szepnął z przerażeniem do I. - Są tam i czekają! Wracajmy, wracajmy jak najprędzej! ONE CZEKAJą NA MNIE! - syknął i wpadł w panikę.
W tej chwili Adde myślał o jednym: jak najszybciej i jak najdalej uciec od tych małych, przebrzydłych, okropnych stworzeń. Trwoga w jego oczach sprawiała, że elf wyglądał na biedne, zagubione i przerażone dziecko. Które zaraz oszaleje ze strachu.
Offline